OKBB Radny Wizytówka Aktualności Interpelacje Galeria Refleksje Zaproszenia Kontakt
Sonda

21 października 2007 - po wygranej PO
nowy licznik społecznego optymizmu i zaufania.
Więcej w nas radości (TAK), czy obaw (NIE) ?



TAK   
 47.26 %
NIE   
 52.74 %
Tak     
 
Nie
2003-12-21

Kartka z kalendarza...

... ze złotą myślą Waltera Scotta:


" Życie bez radości
to lampka bez oliwy "




- aż nie chciałem jej zrywać. Porzućmy choć na tych parę Świątecznych dni, choć na tych kilka ostatnich dni Starego Roku, smutki i żale, zapomnijmy o antypatiach, zostawmy nerwy. Pożyjmy trochę z uśmiechem dla bliźnich i nadzieją na lepszy dla wszystkich Rok 2004.


Dobrych Świąt Bożego Narodzenia i sympatycznego Sylwestra.


2003-12-12

Poliszynel... do szkoły

Pewnien docent próbował mnie przekonać, że jest różnica między politycznym systemem Monopartyjnym, a Jednopartyjnym... Egzamin z Nauk Politycznych (boć to przecież... biblia polskiego ekonomisty przed laty) musiałem zdać, więc mój indeks... latał w kierunku drzwi bez wpisu bodaj 9 razy. Stale słyszałem to samo pytanie, stale tak samo na nie odpowiadałem. W końcu dostałem "trójkę", zdania nie zmieniając. Do dzisiaj tylko - niestety - nie wiem: czy zdałem w wyniku zmęczenia docenta, czy też udało mi się zasiać w nim wątpliwości...

Historię sprzed lat przypomniałem sobie słuchając urzędowej argumentacji na rzecz likwidacji 32 placówek oświatowych w Gdańsku.
Na co dzień nie zajmuję się sprawami szkolnictwa tak, jak - powiedzmy - członkowie Komisji Nauki RMG. Lista placówek do likwidacji i urzędowy program "Gdańszczanin 2020" i mnie jednak uczuliły na problem.

Osobiście zapoznałem się z sytuacją 11 gdańskich szkół i przedszkoli. Już przy pierwszej wizycie uderzyła mnie rozbieżność między oficjalnymi ocenami urzędu, a rzeczywistością. Im głębiej wchodziłem w temat, tym częściej zadawałem sobie pytanie o to: jakie są prawdziwe przyczyny zamiaru zamknięcia tak dużej liczby placówek ?

Tam, gdzie spodziewałem się klas, jak ...WC-ty , a WC-tów w Sławojkach zastawałem normalne sale lekcyjne i świeżo wyremontowane sanitariaty. Gdzie wskaźniki demograficzne zakładały brak chętnych do pobierania nauk - stoi w kolejce po 3-4 młodych ludzi na jedno miejsce. I tak dalej...

Jeden przypadek jest tak szczególny, że muszę poświęcić mu słowo odrębne: Szkoła Podstawowa nr 74 - tzw. "ćwiczeniówka". Choć ... wróble czasem o niej ćwierkały po mieście, w styczniu i lutym br. zarówno Wiceprezydent Gdańska Waldemar Nocny, jak i Przewodniczący Komisji Edukacji RMG Tomasz Sowiński wystosowali pisma do Dyrekcji szkoły z zapewnieniami, że "...nie ma zamiarów jej zamknięcia..." oraz, że "...władze Uniwersytetu Gdańskiego nadal zainteresowane są współpracą ze szkołą, a (...) Pan Rektor nie występował z jakimkolwiek wnioskiem mogącym budzić zaniepokojenie co do losów Szkoły Podstawowej 74".
I nagle bęc ... - 6 pozycja do likwidacji w 2005 roku: "budynek należy do UG, niewymiarowe sale, brak sali gimnastycznej...". Jest to bodaj najtańsza szkoła podstawowa, bo gros kosztów eksploatacji budynku ponosi uczelnia (która, nota bene dostała ten budynek od władz Gdańska... za darmo w 1996 roku) - otrzymując w zamian darmowe praktyki dla studentów, a sala gimnastyczna... właśnie jest rozbudowywana. W dodatku, teoretycy pedagogiki zgodnie twierdzą, że taka symbioza uczelni z "własną" szkołą ćwiczeń przynosi genialne efekty dydaktyczne.

Przykład z listy "32" chyba niezły, ot taki "samobój" organizatorów awantury. Jeśli dodać jeszcze, że nie wygląda, by konsultowali oni swoje plany z innymi wydziałami Urzędu Pana Prezydenta (bo nie uwzględnili np. projektów i kierunków rozbudowy dzielnic miasta), nie policzyli, iż niemal cały - roczny - koszt remontów pokrywany jest wpływami własnymi szkół - to... ocena wartości tej reformy nasuwa się sama.

Dyrektor Wydziału Edukacji i Sportu UM Krzysztot Mincewicz potwierdził w swym wystąpieniu na Sesji RMG, że przy opracowaniu planu restrukturyzacji sieci placówek oświatowych posłużono się dwoma podstawowymi kryteriami: oceną bazy placówek i danych demograficznych. Jeśli ani jedna, ani druga grupa parametrów nie potwierdza się w rzeczywistości - powtórzmy pytanie: jaka jest prawda ?

Cały Gdańsk aż huczy, że zamysł ten miał - za podstawowe - kryterium zgoła inne: interes. Wspólnym mianownikiem dla likwidowanych placówek zdaje się być doskonała lokalizacja, dobry stan i otoczenie gwarantujące szybką sprzedaż. I budynków, i działek. Jeśli taka jest prawda... sceniczny Poliszynel mógłby się wstydzić, niech idzie do szkoły i uczy się sztuki kamuflażu od gdańskich urzędników.

Wspomnijmy zatem jeszcze tylko tę myśl, która - zupełnie ... wyjątkowo - wspólna jest i dla programu "Gdańszczanin 2020", i dla wszystkich rzeczywiście zainteresowanych właściwym wychowaniem dzieci: traktujmy nasze dzieci podmiotowo ! Wspomnijmy i pamiętajmy przy ... tworzeniu kolejnej wersji "Modelu Gdańskiej Oświaty Samorządowej". Kolejnej, bo ta nie jest dobra dla dzieci.

2003-12-11

Koalicja... okresowa

I już po temacie. Platforma Obywatelska mocna jest, przynajmniej w Radzie Miasta Gdańska. Ledwie tydzień potrzebowała, by znaleźć metodę na przegłosowanie podwyżki cen biletów ZKM. Porażek nikt nie lubi - to naturalne. Cóż jednak w tym wypadku jest wygraną... radnych Ligi Polskich Rodzin, którzy wsparli PO ?
Powtarzanie argumentów stron właściwie nie ma sensu (czytaj niżej: "34 BILETY... OKRESOWE"), bo wynik głosowania znali wszyscy radni długo przed uruchomieniem maszyny liczącej... Ani pomóc, ani zaszkodzić nie mogli też związkowcy ZKM, którzy przybyli na salę obrad, by... poprzeć Prezydenta i podwyżki. Skupmy się tu jedynie na jednym tylko aspekcie: po co ta podwyżka ?

Zgrabnie podsumowali ten problem radni PiS. - Tych ewentualnych, dodatkowych piewniędzy nie zobaczy przecież załoga ZKM. Zrestrukturyzowana od stycznia firma będzie bowiem otrzymywać tylko tyle, ile "wozokilometrów" zakontraktuje u niej Miasto. Wpływy uzupełnić mogą zatem jedynie budżet miasta. Tylko czemu robić to kosztem najuboższych ?

Pan Prezydent postanowił i już. Nie dało się zrealizować postanowienia przy użyciu przekonywujących argumentów - wykorzystano metodę, jaką demokracja dopuszcza. Jarmark to czy pakt, frymarczenie czy układ, miłość czy kontrakt, związek, porozumienie, koalicja... Szereg jeszcze innych synonimów można by przytoczyć dla nazwania koalicji PO - LPR, która dotąd każdemu z nas wydawała się abstrakcją. Teraz jest faktem... gdańskim. I nie ma znaczenia, że będzie koalicją... okresową - jak bilety, o które szło. Ważne, że okazała się rzeczywistością tak, jak i droższe bilety.

P.S. Bardzo żałuję, że ten e-mail nadszedł do mnie po Sesji RMG. Wśród materiałów, które dostarczono gdańskim rajcom zabrakło danych porównawczych ze Stolicy. Muszę zatem dopiero teraz zadać Panu Prezydentowi - i związkowcom ZKM, którzy na Sesję przybyli ze wsparciem dla PanaPrezydenckiej kocepcji podwyżek - pytanie w formie cytatu:

"... Pierwsza sprawa, z którą chciałem się do Pana zwrócić jest cena biletu semestralnego w Gdańsku. Dostałem niedawno, od koleżanki z V LO w Oliwie - obecnie studentki SGH w Warszawie - wyliczenia cen warszawskich biletów okresowych.(...) Otóż bilet 3 miesięczny w Warszawie kosztuje 83 PLN. Jeśliby był tam bilet odpowiadający naszemu semestralnemu (5 miesięczny) kosztowałby ok. 140 PLN! U nas płacimy 190 PLN za bilet na autobusy i tramwaje tylko w obrębie miasta o populacji 460 000. Po czterokrotnie większej stolicy (jesli chodzi o liczbę mieszkanców) za 166 PLN można przez 6 miesięcy poruszać się zarówno tramwajami i autobusami, jak też kolejką podmiejską (u nas SKM ma osobny bilet) i metrem. Nie wspominajmy o sile nabywczej mieszkańców Stolicy i (...) Gdańska. Z tego ekonomicznego porównania wynika, że bilet semestralny upoważniający do jazdy po Gdańsku przez 5 miesięcy powinien, po przeliczeniach (...) stanowić ... 120 PLN. Góra. Dlaczego w związku z tym kosztuje on dwa razy tyle ?
Przecież Warszawa też potrzebuje środków na inwestycje, koszty utrzymania taboru i wynagrodzeń pracowniczych są tam wyższe niż w Gdańsku. Poza tym, ten bilet "obsługuje" też kolej podmiejską i metro. Dlaczego więc oni mogą tak tanio, a my nie ?
(...)Paweł S.

Ten list nie był anonimowy ale nie mając upoważnienia do popularyzacji nazwiska - podpisałem go jedynie inicjałem.

W komentarzu pozostaje mi jedynie dodać tyle: poproszę Prezydenta Warszawy o dane porównawcze kosztów komunikacji miejskiej i cen biletów. Poproszę także o opisanie warszawskich pomysłów na utrzymanie względnie taniej komunikacji miejskiej. Myślę sobie wprost tak, że nie ma sensu, byśmy problemy demokratyzacji polskiego życia i ekonomiki współczesnej widzieli wciąż li tylko w kategoriach politycznych. Nasz gdański Pan Prezydent - z całym szacunkiem - do perfekcji opanował arytmetykę do 34... rajców. Nie po raz pierwszy jednak mam wrażenie, że wyższa matematyka - czytaj: dłuższa perspektywa - po prostu Go przerasta...


2003-12-04

34 Bilety... Okresowe

Na studentów zawsze można liczyć. Bardzo dziękuję za imienny, jeden z 34, bilet... okresowy, jaki dla mnie przygotowali. Żart przedni, choć ja akurat przez moment nie traktowałem podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej lekko.
Wśród pozostałych 33 radnych RMG tej kadencji zdania były podzielone. Ostatecznie - 18 przeciw 15 przegłosowaliśmy wstrzymanie podwyżek. "Wstrzymanie" przecież, bo z rozmaitych sygnałów wiadomo, że wiodąca opcja PO nie zamierza pogodzić się z "porażką".

Wszyscy, szczególnie w ostatnich latach, intensywnie liczymy. 30 czy 50 złotych więcej na dojeżdżające do szkoły dziecko w większości polskich rodzin stanowi znaczne uszczuplenie budżetu. Dlatego uważam, że wszelkimi sposobami tzw. dobra władza powinna unikać... dobijania swych wyborców. A podwyżki cen biletów dotkną szczególnie najuboższych. Naturalne jest zatem pytanie: czy rzeczywiście są one złem koniecznym ?

Otóż - jestem przeciwnego zdania. Z mnóstwa zawiłych argumentów, które starałem się zważyć na dzisiejszej Sesji RMG, nie wyłoniłem jednego "za". Zanotowałem jednak taki, który każdego ustawi "przeciw" podwyżkom. Dociekliwość Radnego A. Żubrysa zwaliła mnie z nóg. Nikt z Zarządu Miasta nie odpowiedział na zarzut Radnego, że ponad połowę przychodu z podwyżki pochłonie... koszt utrzymania kontrolerów ZKM. Nie kwestionuje się przecież zarzutów prawdziwych.

Zakład Komunikacji w Gdańsku ulec ma niebawem restrukturyzacji. Musimy mieć nadzieję, że pójdzie ona w dobrym kierunku. Czemu jednak zreformowana firma startować ma od błędu ? Wszyscy to wiemy, że droższe bilety rzadziej będą kupowane, a większa liczba "gapowiczów" - per saldo - oznaczała bedzie mniejsze wpływy.

Łatwo na papierze pisać arytmetyczne słupki i snuć sny o świetlanej przyszłości. Trudniej na tej samej kartce wynotować dotychczasowe błędy w funkcjonowaniu ZKM. Jeszcze trudniej o samokrytykę.

Stało się regułą, że co roku podnoszone są ceny najbardziej chodliwych towarów i niezbędnych usług. Po okresie galopującej inflacji niektórzy inicjatorzy tych podwyżek zapędzają się w automatyzm sugerowania, że owa ... znienawidzona inflacja nadal galopuje. Kilka, czy kilkanaście, ba - nawet kilkadziesiąt punktów w górę... to dla nich bez różnicy. A ubożejące społeczeństwo liczy. Liczy każdy grosz i liczy... na zrozumienie wybranej przez siebie i spośród siebie władzy.

Uczymy się dopiero w Polsce tzw. parametryzacji. Uczmy się szybciej. I przynajmniej ci, którzy biorą pensje za kierowanie firmami - szczególnie firmami wytwarzającymi dobra podstawowe - niechże podejmą próbę ustalania cen w oparciu o rzeczywiste koszty, i to koszty uzasadnione.

I refleksja. Normalny, zwykły, szary człowiek też interesuje się ekonomią. Nie używając wielkich słów szuka jednak naturalnego powiązania między własną aktywnością i pracowitością, a tym, co otrzymuje w zamian. Polskie społeczeństwo wielokrotnie w powojennej historii przerabiało taki rachunek. Jeśli bilans się nie zgadzał - zaczynał się strajk. Jak to się dzieje, że - niezależnie od tego, czy władza bardziej ... wasza, czy... nasza - sposób na powiązanie końca z końcem nadal pozostaje ten sam ?

Nie twierdzę, że jakakolwiek korekta cen biletów gdańskiej komunikacji jest bezzasadna. Jednak propozycji PO korektą w żadnym wypadku nazwać nie można. Czyżby studenci spóźnili się, ofiarowując nam bilety okresowe dopiero po wyborach..?

2003-11-06

WPI i... Żeromski

Rozstrzygnęły się dzisiaj formalne losy gdańskiego WPI. Tylko formalne. Fakt przegłosowania Planu przez Radę Miasta nie oznacza przecież, że wszystkie wpisane do niego inwestycje będą zrealizowane. Do tego potrzeba jeszcze realnych funduszy.
Grupa ambitnych informatyków, zatrudnionych przez Prezydenta Adamowicza do "ulepienia" nowego Gdańska, wykonała z pewnością kawał dobrej roboty. Skomponowany program pozwala na błyskawiczne przesuwanie poszczególnych inwestycji w czasie z jednoczesną symulacją ich finansowania. Mówiąc krótko - pozwala na weryfikację i aktualizację WPI. Wszystko to jednak tylko w świecie wirtualnym. Program ma bowiem jedną wadę - nie uwzględnia charakterystycznego dla gospodarczo-politycznej rzeczywistości "lobbowania"...

Jedna z gazet skomentowała dzisiejszą Sesję RMG tytułem: "Szklane domy Pawła Adamowicza", a chodziło głównie o kontrowersyjną pozycję WPI - halę sportową na granicy Gdańska i Sopotu.

Zdania na temat "hali" dzielą gdańskich radnych - mam wrażenie, że w głębi wiekszość jest jej przeciwna ale matematycznie, siłami PO (bo jest to sprawa honorowej solidarności z Prezydentem Adamowiczem) zostaje zaakceptowana podobnie, jak przegłosowano "halę" w poprzedniej kadencji Rady Miasta.

Co ma Żeromski do WPI ? Otóż, z całą pewnością koszty tzw. inwestycji towarzyszących budowie "hali" (czytaj koniecznych lub pierwszorzędnych jedynie dla jej zaistnienia) będą determinowały realizację wielu, wielu innych pozycji WPI. Sumując tylko te wyraźnie wpadające w oko ze spisu WPI inwestycje drogowe i infrastrukturalne doliczyłem się ok. 150 milionów PLN. To ogromnie dużo wobec zasobów gminnego skarbca i stanu zadłużenia Gdańska. To wiele za dużo wobec ogromu inwestycyjnych potrzeb zgłaszanych przez mieszkańców poszczególnych dzielnic naszego miasta.

Gdańsko-Sopocka Hala przypomina mi kontrowersje wokół Gierkowskiego zamysłu budowy katowickiego "Spodka"... Proszę wybaczyć porównanie ale - gdy bieda wokół i dzieciom nie można zafundować niedzielnej pizzy - mówienie o igrzyskach i tłumach zagranicznych gości przybywających do Gdańska na... olimpiadę wydaje mi się zbyt wyprzedzać czas.

Sam mam przeciw hali... nic. Ale za lat 10.

Mam nadzieję, że Pan Prezydent Adamowicz z czasem zgodzi się z tą opinią.
Zrozumiałem to, co dziś powiedział: ... pociąg ruszył i hala bedzie. Może nie wiem wszystkiego ale z tego, co wiem - nie trzeba marnować już zainwestowanych w "halę" pieniędzy - wystarczy spowolnić kolejne transze.
Pierwszy przyklasnę wznowieniu mowy o "hali", jak tylko zostanę przekonany, że wszystkie te najbardziej konieczne inwestycje sa realne.

I jeszcze słowo nt. "najbardziej konieczne". Równolegle z rankingiem ważności poszczególnych inwestycji radni toczyli spór o procedury tworzenia WPI. Sam także wachałem się do końca: głosować "za" czy "przeciw"...
Mam przekonanie, że sam Wieloletni Plan Inwestycyjny, spakowany komputerowo i wyposażony w szereg wirtualnych narzedzi systemowych daje nową jakość planowania wizerunku miasta. Zawarto w WPI kilka podstawowych list tematycznych uzupełnionych o listy rezerwowe. Głosowałem za zamknięciem procedury uchwalania WPI, bo każda dyskusja musi mieć swój koniec. W istocie jednak uważam, że teraz - w spokoju - trzeba WPI wzbogacać na bieżąco:

* o blok zamysłów nowych;
* o aktualizowane założenia Strategii Rozwoju miasta;
* o bazę jasnych, klarownych kryteriów rentowności i przydatności inwestycji;
* o katalog form i metod wyłaniania inwestorów.


Pan Prezydent Adamowicz wyznał też dzisiaj prawdę tyleż ważną, co prowokującą: "... Gdybym mógł, wyrzucił bym z planu wszystkie te inwestycje, które nie dotyczą Głównego Miasta i Oliwy. Żeby zrobić jak najwięcej tego, co przyciągnie do Miasta turystów...".
Cytuję myśl w pewnym uproszczeniu oczywiście, bo jako radny z Oliwy i mieszkaniec Oliwy bardzo bym chciał, by była taka jasna... Jako radny gdański muszę jednak wyzbyć się partykularyzmu i tępić lokalne "izmy"... Rozwijać się musi całe Miasto i bogacić wszyscy jego Mieszkańcy. Tylko w sytych miejscach panuje radość i jedynie do radosnych miejsc lgnie człowiek. Także turysta. Życzę więc Panu Prezydentowi takiego "mieszania" w gdańskim skarbcu, by Żeromskiemu nic było do Gdańska. Tak wirtualnie, jak i realnie.
2003-11-05

Pieniądze... Zastępcze

Na jutrzejszej Sesji Rada Miasta zdecyduje, czy Prezydentowi Adamowiczowi podnieść zarobki, czy nie...
- Jak pan uważa: należy się Panu Pawłowi podwyżka ? - pytają dziennikarze...
Ojciec nauczył mnie nie sięgać po cudze i... nie zaglądać innym w kieszenie. Do dzisiaj nawet czuję się nieco zażenowany, wypełniając np. obcym ludziom PIT-y. Sam natomiast coraz to... zdejmować muszę spodnie, składając przeróżne, bzdurne oświadczenia, będące pochodną wypaczonej demokracji.

- Temat to zastępczy - odpowiadam zatem. - Nie zamierzam łamać zdrowej zasady dla chwilowej sensacji medialnej, są ważniejsze sprawy do publicznego rozstrzygania.Nie będę więc zabierał radnym czasu (w tej sprawie)podczas Sesji i wstrzymam się od głosu. Niech decyduje o podwyżce inaczej zangażowane grono radnych.

Istnieje jednak także racja obiektywna: wielkość zarobków. Przy pensjach "zwykłych" Gdańszczan, ba -ośmielę nawet przywołać tu swoją dietę radnego - dochody Prezydenta Gdańska mają prawo budzić kontrowersje. Za niepotrzebne jednak uważam emocje. Wielu ludzi obarczonych znacznie mniejszą odpowiedzialnością i obciążonych wielokrotnie mniejszymi obowiązkami codziennymi - zarabia wielokrotnie więcej niż Paweł Adamowicz. Zasadność poborów zawsze jednak była i będzie -pamiętajmy o tym- pojęciem względnym. Podobnie, jak pora podwyżek... Czy ją się skojarzy z momentem ważkiej debaty nad Wieloletnim Planem Inwestycyjnym (jest zamysł, by kwestię dodatku prezydenckiego zdjąć z porządku obrad najbliższej Sesji), czy też połączy z dyskusją nad zasadnością podwyżek cen wody (na Sesji kolejnej) - tak i tak będzie niedobrze.

Poczuł Pan Prezydent, że zarabia zbyt mało i zapytał o podwyżkę. Jak każdy normalny człowiek.Osobiście życzę Pawłowi Adamowiczowi, by zarabiał godziwie, a nawet do syta - ale, by nigdy nie usłyszał od swych wyborców, że... zarabia za wiele.

2003-10-30

PO-lotek, czyli - Totalizator Ławniczy

Próbując zamknąć listę niekończących się pytań od dziennikarzy i nie tylko - na temat wyboru dokonanego na ostatniej Sesji RM - wyjaśniam swój sąd w sprawie. Ma ona dwa tła i dwa dna...
Dno pierwsze:
Awantura spowodowana została brakiem spójności między Ustawą zasadniczą (czyli Konstytucją RP), a Ustawą: "Prawo o ustroju sądów powszechnych". Precyzyjnemu określeniu z Aktu wyższego rzędu: "... sądy są niezawisłe..." nie odpowiadają ogólniki Ustawy niższego rzędu, dopuszczające zarówno kandydowanie na ławników aktywu partyjnego, jak i ludzi karanych.

Refleksja oczywista: ogólnopolski incydent wyboru ławników na kolejną kadencję winien skończyć się wnioskiem o pilne wszczęcie procedury legislacyjnej, nowelizującej Ustawę.

Awanturze przyczynił się też charakterystyczny "bałagan informacyjny", w wyniku którego spór o interpretację zapisów obu dokumentów rozpoczął się niemal w chwili wyboru ławników, miast długo przed ogłoszeniem wyborów.

Dno drugie:
W przypadku wielu samorządów w Polsce, jak donosi prasa, wirtualna bezstronność samorządów mogła się ... zmaterializować interesownie, bo nie wszyscy samorządowcy zamienili krótkie majteczki na spodnie...

W Gdańsku, dwumiesięczna praca regulaminowo wybranego Zespołu ds. zaopiniowania kandydatów na ławników została wyśmiana i zignorowana przez Klub PO. Istotny jest tu fakt, iż w Zespole tym pracował także przedstawiciel Platformy Obywatelskiej - i to z wykształceniem prawniczym. Ignorując wskazania Zespołu, PO zakpiła zatem również i ze swego kolegi.

Także byłem członkiem tego Zespołu (bo znaleźli się wnim przedstawiciele wszystkich opcji) i po tym, co się stało nocą z czwartku na piątek, wolno mi chcieć zapomnieć o całym incydencie. I to jak najszybciej - bo po raz kolejny przekonałem się, że rację mają ci obserwatorzy gdańskiej sceny polityczno-samorządowej, którzy coraz to zarzucają nam grę nie fair.

Bodaj na pierwszym spotkaniu Zespołu - przewidując, że i w tym przypadku krytyka może się okazać zasadna - proponowałem, byśmy wybory ławników zastąpili formą ... totalizatora. Bardzo żałuję, że nie poszliśmy z tym zamysłem dalej...
2003-10-15

Radni warci... siebie

Tytuł zaczerpnąłem z zasłyszanych opinii, których nie podzielam ale, których zaistnienie rozumiem.

Konflikt, który - miałem nadzieję - rozwiązać w tzw. gronie własnym, wyszedł dzisiaj poza mury Ratusza. GŁOS WYBRZEŻA opublikował notkę: Kasprowicz kontra Chmiel - Przekroczyła barierę dźwięku..."
Zmuszony jestem odnotować i ja zatem ten problem (?) publicznie.
Jedynie wybitnie zainteresowanym zakulisowym życiem Rady Miasta polecam tę lekturę... Będzie nużąca, bo - dla czystości faktów - muszę opisać wszystko po kolei.

25 września br., po Sesji RM, w wyniku uzasadnionych dla mnie nerwów, opisałem sytuację Przewodniczącemu Rady Miasta. List schowałem jednak w notes. Nosiłem się z nim, pełen rozterek, parę dalszych dni. 30 września jednak, po następnej publicznej zaczepce Kol. Radnej w trakcie obrad Komisji Rozwoju Przestrzennego - przedstawiłem go Szefowi Rady Miasta.

"W związku z bezprzykładnym, niemerytorycznym - kolejnym już zresztą - atakiem na moją osobę, jakiego w trakcie obrad dzisiejszej Sesji RMG dopuściła się Kol. Małgorzata Chmiel, uprzejmie proszę Pana Przewodniczącego o powielenie i dostarczenie tego pisma wszystkim Radnym oraz zweryfikowanie postawy Radnej na forum Klubu PO w RMG.

Od początku mojego funkcjonowania w RMG odbieram sygnały fałszywej sympatii lub nieprzychylności ze strony w/w Radnej. Jestem w stanie zrozumieć to zachowanie wynikające prawdopodobnie ze swoistej rywalizacji lub nawet powodowane zupełnie wirtualnymi pobudkami. Nie zamierzam jednak tolerować dłużej damskiego intryganctwa czy histerii, które z pewnością nie sprzyjają wykonywaniu mandatu radnego nikomu z nas, a całą Radę Miasta stawiają w kiepskim świetle.

Miast wystąpić (w sprawie planu ul. Słowackiego w Gdańsku) zgodnie z duchem ustaleń Komisji Rozwoju Przestrzennego, Kol. Chmiel zarzuciła mi publicznie nierzetelność, skoro... "podczas, gdy Ona zabierała głos w trakcie KRP pozwoliłem sobie opuścić salę posiedzeń".

Wyjaśniam, że istotnie - wywołany przez jednego z dziennikarzy radiowych - wyszedłem z sali na ok. 5 minut, by udzielić informacji, o którą prosił. Po powrocie zorientowałem się, że przegłosowano w tym czasie uchwałę, której zamierzałem się sprzeciwić. Dlatego zresztą - na kolejnym posiedzeniu KRP - zgłosiłem wniosek o reasumpcję w/w uchwały.

Bardzo proszę też - dla jasności - skontrolować moje nieobecności na posiedzeniach dwóch komisji, w których zasiadam, a także tych - w których pracach staram się brać udział, by lepiej wypełniać zobowiązania radnego.

Po poprzednio ogłaszanych przez Kol. Chmiel publicznie (także w trakcie Sesji RMG) zarzutach mojej "nierzetelności" - poglądowo zanotowałem charakterystykę Jej udziału w pracach Komisji RP - sprowokowany zresztą pytaniem skierowanym do Niej przez Mieszkańca Gdańska:"jakim prawem bierze udział w głosowaniach, skoro nie ma pojęcia o argumentach stron, bo gros czasu pracy Komisji jest nieobecna ?". Oto przykładowe wyniki notatek:
- posiedzenie 20 maja br.:
10.30-10.55 - nieobecna
11.30-12.05 - nieobecna
13.10-13.30 - nieobecna
13.45-do końca - nieobecna
- posiedzenie 27 maja br.:
10.30-10.45 - nieobecna
11.00-11.50 - nieobecna
(po powrocie głosuje nie słysząc 1,5 godzinnej dyskusji)
12.05-12.25 - nieobecna
12.40-12.55 - nieobecna
14.10 - do końca - nieobecna
- posiedzenie 10 czerwca br.:
10.30-11.15 - nieobecna
11.15-11.22 - nieobecna
11.58-12.15 - nieobecna
11.58-12.15 - nieobecna
12.16-12.25 - nieobecna

To jedynie przykłady. Jestem przekonany, że tajemnicą poliszynela jest w RMG sposób wykonywania przez Radną Chmiel swojego mandatu i nie muszę tych przykładów mnożyć dalej. Chcę jednak w tej formie zaprotestować przeciw takiej postawie - nie tylko w imieniu własnym. Liczę, że pojęcia uczciwości, rzetelności, sumienności - które mogą mieć tylko jedną interpretację - zostaną właściwie ocenione w stosunku do Radnej.

Grzecznie proszę o informację o wyciągniętych wnioskach.

Cisza przez dwa tygodnie, żadnej reakcji Szefa Klubu PO i Szefa RMG. 15 października ukazała się w/w notka w GW, w której - do cytatów z mojego pisma - autor dodał fragmenty telefonicznej rozmowy ze mną:

"... -Nie oczekuję, że moje działania spowodują rewolucję wśród gdańskich Radnych. Jednak już dziesiąty miesiąc uczestniczę w działaniach, które nie mieszczą się w moim pojęciu kultury i wychowania. Dość długo wytrzymywałem działania Pani Małgorzaty. Ta jednak w pewnym momencie przekroczyła swoistą barierę dźwięku, której nie powinna była przekraczać. Zrobiła to niefortunnie, gdyż wszyscy w Radzie Miasta wiedzą, że jest Ona tą osobą, która nie powinna zabierać głosu w kwestiach związanych z dyscypliną.
Radny dodał, że nieszczęście Rady Miasta Gdańska polega na tym, że funkcjonuje w niej zła obyczajowość.
- Jest to ekipa kolesiów, która dzięki metodzie "kolega koledze potwierdzi funkcjonuje". Nie mogę się z tym pogodzić, ponieważ poskutkuje to tym, że cztery lata naszej kadencji przeminą ze szkodą dla Gdańska. Zakładałem, że uda mi się skłonić Kolegów i Koleżanki do pochylenia się nad problemem moralno - etycznego status quo radnego..."

Już tego samego dnia wyjąłem ze swojej skrzynki w Ratuszu pismo od Przewodniczącego RMG:

"W nawiązaniu do treści artykułu (...) proszę o informację czy przytoczona w artykule wypowiedź została przez Pana autoryzowana i czy odzwierciedla Pana poglądy co do morale reprezentowanego przez Pańskich kolegów i koleżanki z Rady Miasta jak również co do sposobu działania Rady jako całości.
Proszę o pilną odpowiedź."

Co miałem zrobić ? Odpowiadam...

Odpowiadając na Pana pismo z 15.10.br. (BRMG/0047/112/03) - w trybie pilnym - wyjaśniam:

1. Wielce ubolewam nad tym, iż w ogóle zaistniał w gronie Rady Miasta taki problem, jak i nad tym, że w przedmiotowym konflikcie mnie wypadło brać udział. Nie leżą w mojej naturze ani podobne swady, ani tym bardziej podobne metody ich rozwiązywania.

2. Boleję nad faktem, iż doczekałem się reakcji Pana Przewodniczącego dopiero na słowa zawarte w notce prasowej "Głosu Wybrzeża" - i to już w dniu jej druku, za to do dzisiaj nie poznałem opinii Pana na meritum kwestii, które wyłożyłem w swoim piśmie skierowanym do Pana ponad dwa tygodnie temu (pisane 25 września, oddałem w BRMG 30 ubm.).

Szef macierzystego Klubu Pani Radnej Małgorzaty Chmiel nie objawił woli zaradzenia sporowi, ani w chwili jego pojawienia - co zostało przecież zauważone przez wielu Radnych - jak i w czasie, gdy sie rozwijał. Zapewne ten fakt uniemożliwił także Panu Przewodniczącemu szybkie odniesienie się do uwag zawartych w moim pismie z 25 ubm. Również mnie wreszcie, wobec braku oficjalnej reakcji Panów Przewodniczących, trudniej było odnieść się - z koniecznym dystansem - do sprawy, jak i swojej roli.

Niewątpliwą tajemnicą poliszynela był stosunek Kol. Radnej do wypełniania obowiązków mandatowych oraz opinia, że bodaj ostatnia powinna się wypowiadać na temat rzetelności kolegów.

Fakty te nie pozostały chyba - myślę o biegu kalendarza - bez wpływu na upublicznienie problemu.

3. Nie byłem inspiratorem tekstu, który ukazał się w "Głosie Wybrzeża", a wręcz - o czym ponad wszelką wątpliwość świadczy moja pisemna prośba o wsparcie, skierowana do Pana Przewodniczącego - starałem się zamknąć temat w obrębie Ratusza. Nie autoryzowałem także tekstu prasowego. Jest oczywiste, że użyte w telefonicznej rozmowie z Redaktorem GW skróty myślowe - wyjęte z szerszego kontekstu - musiały skutkować wydźwiękiem, którego negatywne konotacje sam zdążyłem już odczuć na własnej skórze: "cóż to za ptak, co własne gniazdo kala ?".

Ważniejsze jednak, że taki cień - w odczuciu opinii publicznej - padł zapewne na grono całej Rady Miasta. Jest mi z tego powodu ogromnie przykro. Nie zmienia to jednak istoty uwag, których przecież nie muszę być autorem... Świadomość, że zbyt często towarzyszy naszej pracy zasada solidarności klubowej i partyjnej - nad rozsądkiem oraz przesłankami merytorycznymi - jest, mam wrażenie, odczuciem wszystkich Radnych, a dokładniej - odczuciem powszechnym.

I - grzecznie proszę - nie udowadniać mi, że przekonanie takie jest... od rzeczy.

Reasumując - żałuję, iż nie znalazłem rozwiązania nieporozumień z Kol. M. Chmiel "w gronie własnym", oszczędzając wizerunek gdańskich rajców. Z drugiej jednak strony - zapewne przyzna mi rację Pan Przewodniczący - dobrze, iż stało się to w pierwszym roku tej kadencji... Mamy zatem jeszcze szansę wypracować wspólnie taki dekalog: dyscypliny pracy, kultury bycia, poszanowania wzajemnego i szacunku politycznego czy zasad współdziałania - byśmy tę kadencję zamknęli z pożytkiem dla naszego Gdańska i wzajemną sympatią dla siebie.

Powtórzę po raz kolejny refleksję, którą niejednokrotnie dzieliłem się w trakcie spotkań z Mieszkańcami Gdańska: jest nas - radnych - w tej kadencji na tyleż niewielu, że działanie "ponadpartyjne", dla dobra Gdańska, wydaje się powinnością tak oczywistą, że aż banalną.

Tyle. Marzę, by w tego typu kwestiach wiecej nie musiało paść na mojej stronie nawet jedno słowo.

31.10.2003 Dziennik Bałtycki - Za sprawą Pani Magdaleny Rusakiewicz moje marzenie okazało się dzisiaj marne...

W tekście "Argumenty prosto z buszu" sporo miejsca Pani Magdalena poświęciła mojej osobie i sprawie, o której wyżej. Miła Pani Magdaleno, zupełnie innej sztuki uczono mnie w zawodzie dziennikarskim. Mam przekonanie, że pisząc, opierała się Pani jedynie na zasłyszanych opiniach, nie biorąc do ręki ani pierwotnego listu do B.Oleszka, ani tym bardziej drugiego. A już zupełnie pewne jest, że ze mną nie zamieniła Pani na ten temat ani jednego słowa.

Jest to dla mnie o tyleż przykre, że dworując sobie z całej sytuacji, pomyliła Pani donos z protestem (w przypadku pierwszego pisma) i przeprosiny z pretensją do szefostwa RM (w przypadku pisma drugiego). Doprawdy, myślę, że Pani zgodzi się z opinią, że - co do faktografii - bardzo jej w Pani tekście brak.

I pozytyw - gratuluję Redakcji collage'u ilustrującego tekst. Rozpoznałem się na nim niewątpliwie...
2003-08-30

Gdańszczanin... Lepszy od innych

Otrzymałem e-mail podpisany "paweł onet" Gdańszczanin z krwi i kości:

Panie Radny, proszę przeczytać stronę: http://kiosk.onet.pl. Proszę zwrócić uwagę na fakt, jakim szacunkiem cieszy się dzisiejszy Gdańsk w oczach Polaków. Świadczy to dobitnie, że jest Pan w permanentnym błędzie próbując coś nam - Gdańszczanom wcisnąć i organoizując mini-quizy, na które sam Pan oddaje głosy. Na szczęście ludzie spoza Pańskich kręgów sa w zdecydowanej większości i uważają obecny Gdańsk za przykład do naśladowania dla innych (przykładem niech będzie choćby fantastyczna organizacja tegorocznego Jarmarku Dominikańskiego).
Ideologicznie upodabnia się Pan coraz bardziej do kilku marnych redaktorzyn z Głosu Wybrzeża.
Szanowny Panie, proszę wybaczyć - szanując stare, dobre zasady dziennikarskie w ogóle nie powinienem reagować na anonimy... Zdecydowałem się na odpisanie Panu, bo w krótkim liście zawarł Pan kilka wysoce dla mnie prowokacyjnych tez.

Nie bardzo rozumiem, czemu odsyła mnie Pan do lektury "kiosku", gdzie mogę poznać jedynie przypadkowe opinie, z których nie da się wyjąć prawdy zbiorowej. Witrynki typu "czat" mają dla mnie jedynie ten walor, że stanowią rodzaj hideparku - wysoce cenię sobie wolność słowa, ale mniej wolność anonimową.

Tym bardziej nie pojmuję, skąd u Pana przekonanie, że tylko Pan ma prawo "bycia Gdańszczaninem" i rozumienia potrzeb Gdańska. Ja także urodziłem się w Gdańsku. Niebawem skończę 50 lat - tyle też przeżyłem w Gdańsku i dla Gdańska, wielokrotnie rezygnując z pokus porzucenia tego miasta, choćby w ramach tzw. "desantów gdańskich na stolicę" czy emigracji - łącznie z emigracją przymusową w stanie wojennym. Jest to dla mnie miasto ważne, wiele jestem w stanie dla niego poświęcić i wiele poświęciłem. Problem w tym, że zbyt często trudno coś dla Gdańska zrobić wobec niezrozumienia specyfiki tego miasta przez tzw. władze.

Stąd m.in. w kolejnej mini ankietce zadałem odwiedzającym moją stronkę pytanie: Czy Gdańsk ma dobrego gospodarza ?

Zaręczam Panu, że sam jeszcze własnego głosu nie oddałem - robię to zawsze dopiero przy zmianie pytania. Moja witrynka funkcjonuje w sieci od niedawna - stąd zapewne niewielka liczba głosów do dzisiaj. Niezwykle jednak charakterystyczna jest relacja zadowolonych (4) do niezadowolonych (34). Myślę, że Pan Prezydent Paweł Adamowicz winien - także dla własnego dobra - chwilę się nad tym faktem zatrzymać.

A propo's. Poznałem Pana Pawła osobiście przed bodaj 13 laty, kiedy zaczynał karierę - jeszcze w Uniwersytecie Gdańskim. Wydał mi się wówczas człowiekiem wartym zaufania. Do dzisiaj zachowałem dla Niego sporo sympatii, choć obserwacja Jego poczynań jako gdańskiego włodarza - szczególnie w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy jako radny mogę i muszę przyglądać Mu się bliżej, częściej wywołuje moje niezadowolenie z Jego decyzji.

Mamy też z Panem Pawłem spore grono wspólnych znajomych. Jeśli - bywa - że i Jego przyjaciele wyrażają zadziwienie postawą Prezydenta, krytykę Jego posunięć i niezrozumienie - znaczy, że - być może - otoczył się Pan Prezydent niedobrymi doradcami. Czas pokaże.

Pozwoli Pan mi także mieć zupełnie odmienną od Pańskiej opinię na temat "fantastycznego Jarmarku Dominikańskiego". Uważam bowiem, że impreza w takim kształcie to dzisiaj nie tylko przeżytek, ale i wstyd dla miasta. Od lat wiele środowisk domaga się rezygnacji z konwencji "szmatowiska" i "wyprzedaży zapasów w stylu Gminnej Spółdzielni". Także uważam, że winna to być impreza z dominacją kultury, folkloru, regionu, morskości i nadmorskości - przyciągająca turystów i przybliżająca im Gdańsk z czasów największej świetności - z handlem bez muszelek z Karaibów i "matrioszek". Mnie po prostu "odpustowość" JD odstrasza.

Wreszcie, bardzo przepraszam, ale nic Pan nie wie o moim kręgosłupie ideologicznym, wyzywając mnie na podobieństwo "marnych redaktorzyn z Głosu Wybrzeża". Zapraszam zatem choćby do bardziej wnikliwej penetracji mojej witryny. Znajdzie Pan tam i.in. informację o tym, że sam przepracowałem w tej gazecie parę lat, zresztą w jej - podobno - najlepszym okresie, kiedy - razem z Gazetą Krakowską - tworzyła czołówkę polskiej prasy codziennej, walczącej i ambitnej. Dzisiaj także nie odbierałbym dziennikarzom Głosu prawa do dumy, bo - czego o Głosie nie powiedzieć - jest to gazeta z charakterem i wyraźnym profilem ideowym. W przeciwieństwie do wielu jej konkurentek. A, że profil ten jest odmienny od Pańskiego... Osobiście bardzo się cieszę, że można dzisiaj mieć w Polsce swobodę wypowiedzi i prawo wyboru lektury.

Pozdrowienia - Janusz Kasprowicz
2003-08-25

Dla poprawy nastroju

Nie tylko z powodu sezonu ogórkowego ale naprawdę dlatego, że długo już szukam zjawisk pozytywnych w moim mieście - chciałem Państwa zaprosić na spacer...
Byłem dzisiaj na uroczystym otwarciu... ścieżki rowerowej, "unikatowej" jak napisał w zaproszeniu Pan Prezydent. Rzeczywiście. Gdanszczanie wiedzą nie od teraz, że urok miasta - między morzem, a wzgórzami jest niezbywalny. Ścieżka wybudowana sporym kosztem na zboczach miedzy Złotą Karczmą i Matemblewem daje tyle doznań tak spacerującym, jak rowerzystom, że... warta jest prawie każdych pieniędzy.

Nie mogę w tej chwili dołączyć tu informacji o pełnym programie budowy ścieżek rowerowych w Gdańsku. Zapewniam jednak, że jest to dość częsty temat w Ratuszu, co na coraz większej liczbie ulic daje już widoczne efekty. Mam zatem i ja nadzieję, że na swoim skromnym rowerze będę mógł niebawem zwiedzać całe miasto.

Porobnie zresztą dzieje się dobrze w pasie nadmorskim. Zatkało mnie, gdy trafiłem -po dłuższej tam nieobecności- w okolicę plaży, na przedłużeniu ul. Jagiellońskiej. Moje marzenie sprzed lat.

Polecam zatem, mimo kiepskiej już pogody, spacery w oba te rejony. Dla poprawy ducha.
2003-07-31

Serce dla... Grodziska

W dzisiejszym "Głosie Wybrzeża" ukazał się komentarz: Wojewoda Kurylczyk promuje prezydenta Adamowicza "Serce oddane Polsce"- w związku z przyznaniem Prezydentowi, właśnie na wniosek Wojewody, Srebrnego Krzyża Zasługi. Pani Agnieszka Mańka umieściła w nim skrót mojej wypowiedzi na ten temat, o którą poprosiła. Spieszę wyprostować myśl, która uległa istotnemu uproszczeniu...
Istotnie dałem wyraz swojemu sceptycyzmowi mówiąc, że gdybym to ja o takie odznaczenie wnioskował - mniej bym się z tym wnioskiem spieszył, dodając:
- Nie chciałbym ciągle krytykować poczynań Pawła Adamowicza, ale na pytanie: czy znajduję jakieś pozytywy Jego działania, nie mogę odpowiedzieć: tak - zdecydowanie tak.
Ostatnio odczułem duży dyskomfort oglądając zlot żaglowców w Gdyni i cierpiałem, że impreza ta ominęła Gdańsk. Drażni mnie, że w Gdyni koncerty rockowe odbywają się w centrum miasta, a w Gdańsku mogę na koncert pojechać pod muszlę na Plac Zebrań Ludowych, czyli omijam centrum i z miastem nie mam kontaktu.
Kupcy w Sopocie i Gdyni cieszą się, że ich miasta żyją w centrach, a nie na obrzeżach.
Niedawno wybrałem się też na Grodzisko i obserwowałem jak porządkuje się teren wokół "adamowiczowego krzyża" na Górze Gradowej. Nawet jak się tam posprząta w promieniu 20 metrów, to i tak nie ma tam po co iść.

Prostując tę myśl chcę wyraźnie podkreślić, że Grodzisko - ze swymi niezwykłymi w skali Europy walorami historycznymi i doznaniowymi jak najbardziej zachęca do spacerów i zwiedzania. Rzecz jedynie w tym, że budowę sławetnego krzyża i pozorne porządki w jego najbliższym otoczeniu porównałbym do ... polewania lukrem niejadalnego ciastka. Odwrócono tam, z inicjatywy Prezydenta Adamowicza, kolejność rzeczy. Uważam, że najpierw trzeba zająć się realizacją programu Hewelianum (który istnieje i zakłada rekonstrukcję fortyfikacji, budowę tras spacerowych, nawet dojazd kolejką linową i szereg atrakcji programowych), a potem dopiero - z absolutnej nadwyżki finansowej - budowac pomnik... własnej osobie.
I tyle. A sercem jestem całym z projektem przywracającym Grodzisko Gdańszczanom i turystom. Wbrew wydźwiękowi wspomnianego tekstu w GW.
2003-07-10

Gdańska Starówka... PO nowemu

Na ostatniej (dwa dni przed dzisiejszą Sesją RM) Komisji Rozwoju Przestrzennego, jako jedyny, głosowałem przeciw uchwaleniu tego planu. Nie dlatego, że jestem przeciwko odbudowie Głównego Miasta ale dlatego, że plan ten nie jest uzasadniony rozsądnym pomysłem na ożywienie Starego Gdańska.
Mam takie przeczucie, że Plan Zagospodarowania Głównego Miasta w Gdańsku okaże się najistotniejszym planem w tej kadencji Rady Miasta lub też najbardziej prestiżowym planem uchwalonym przez obecnych radnych. Wiem, że był on opracowywany od 1996 roku, jednak dla wielu z nas 5-dniowy termin od otrzymania projektu uchwały do jej przegłosowania może się okazać niewystarczający dla koniecznego zapoznania się z jego podstawowymi przesłankami.

Sam interesowałem się projektami rekonstrukcji Starego Gdańska od lat, miałem możliwość zapoznania się z wieloma - zwykle wzajemnie się wykluczającymi, ścierającymi lub kontrowersyjnymi - koncepcjami, zwanymi najczęściej "programami ożywienia Śródmieścia Gdańska". Mam pełną świadomość, że nadszedł czas najwyższy przerwać niekończące się dyskusje i zabrać do pracy, tzn. rozpocząć budowy. Czy jednak te 50 stron projektu uchwały można nazwać planem ? Dla mnie jest to raczej ... ideogram, czyli zbiór standardowych danych opisujących zwykłą budowę jakiegoś przypadkowego osiedla...

Wątpliwości nabrałem śledząc protesty i zarzuty do tego "planu". Pierwsza wersja miała ich niemal 1800, do obecnej złożono blisko 1000. Już ta matematyka wyostrzyła moją uwagę. Mogłem też niedawno przysłuchiwać się procesowi i rozstrzygnięciom NSA. Wniosek ? Raczej refleksja : w demokratycznym kraju władza starałaby się spełnić jak najwięcej postulatów swych wyborców - my jesteśmy dumni, że udało się hurtowo odrzucić wszystkie. Wątpię byśmy o takiej demokracji marzyli - co ważniejsze jednak - nie mogę uwierzyć, by grono nieomylnych w Gdańsku składało się wyłącznie z części projektantów Biura Rozwoju Gdańska, części Zarządu i części Rady Miasta. Czy - wobec faktu ogromnej liczby skarg i protestów - nie warto się zatrzymać nad nimi dłużej ?

Chcę postawić kilka konkretnych pytań. Zanim jednak - muszę przypomnieć parę faktów. W uzasadnieniu do uchwały, podpisanym przez trzy najbardziej wpływowe dla tej materii spraw gdańskich osoby, każdy z nas znaleźć może sprzeczność, na którą zwróciłem uwagę. Cytuję niemal zdanie po zdaniu: "... Podczas odbudowy Głównego Miasta (...) zaniechano na znacznej części obszaru lokalizacji funkcji usługowych na rzecz mieszkań. W ten sposób historyczne centrum miasta stało się osiedlem mieszkaniowym. Stan ten w dużej mierze deprecjonował historyczny obszar Głównego Miasta(...) [w nowym - obecnym planie] zachowany jest priorytet dla funkcji mieszkaniowej...".

Bzdurną krytyką ... uzasadnia się ... absurd. Przecież nie jest to wypadek przy pracy polonisty, a dowód na brak spójności proponowanej nam koncepcji zabudowy serca miasta, które dać ma Gdańskowi miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Wróćmy zatem na moment do owej powojennej koncepcji rekonstrukcji Głównego Miasta w Gdańsku. Świadomie zrealizowano wówczas tylko część wcześniejszej zabudowy, świadomie zrezygnowano z odbudowy części pierzei bocznych uliczek, świadomie zasadzono w kilku skwerach zieleń - by... nikomu nie wpadło później do głowy zabudowywanie tych terenów (mówienie o pieczołowitym przesadzaniu tych drzew jest zwykłym oszustwem, bo starych dębów i lip nie da się przesadzić). Świadomie wreszcie ograniczono rekonstrukcję kamieniczek do 2 traktu. Bo współczesne tempo życia wymaga coraz więcej powietrza, tzw. humanitarnych warunków regeneracji sił. W XIX wieku Stary Gdańsk zamieszkiwała biedota, przed II wojną były tu biura, których pracownicy mieszkali w Oliwie i Sopocie. Starówka pustoszeje (w latach 60-tych mieszkało tam ok. 10.000 tysięcy ludzi - dzisiaj ledwie ok. 6 tysięcy), bo w ciasnocie nikt nie chce mieszkać. Zginęły eleganckie sklepy z Długiej, Długiego Targu, Piwnej i Szerokiej. Wszyscy tam bankrutują...

Czy mamy wobec takiej perspektywy głosować za budową makiety dla turystów, która 10 miesięcy w roku będzie martwa i pusta ? To oznacza robienie doraźnych interesów - w imię budżetu - kosztem zdrowia resztki żyjących tam ludzi.

Przywoływana przez zwolenników tej koncepcji rekonstrukcja kształtu Gdańska z XVI / XVII wieku jest przecież niemożliwa. Główne Miasto otoczone było wówczas mocą zieleni. Ogrody zajmowały przestrzeń za Wyspą Spichrzów, za Podwalem, na terenie dzisiejszego Urzędu Miasta... To, co proponuje projekt uchwały to bardziej totalitaryzm urbanistyczny niż urbanistyka, bo ta liczyłaby się z przyszłością...

Co proponuję ? Natychmiast wrócić do zabiegów - i to wysoce energicznych - do wykorzystania i zabudowy Targu Węglowego, Wyspy Spichrzów, terenów "postoczniowych". Tam są i pieniądze dla Gdańska i szanse na ożywienie Głównego Miasta. Na Starówkę wróćmy równolegle. Nie jestem niewidomym przeciwnikiem zabudowy tego terenu. Zbierając część opinii urbanistycznych, które bardziej - wydaje mi się - płyną z troski o rozwój Gdańska niż doraźny interes, proponuję zacząć od otwarcia Starówki dla ruchu samochodowego, zbudowania odpowiedniej liczby miejsc parkingowych, rozmieszczenia możliwie największej liczby "parasoli", kafejek i restauracyjek, wyremontowania nawierzchni uliczek i podwórek - potem dopiero uzupełnienia ewentualnie pozostałych luk na odtwarzane pierzeje zabytkowej zabudowy...

I zapowiedziane pytania - które powtarzam, bo nie dostałem na nie odpowiedzi w czasie obrad KRP - pytania do autorów planu i radnych Rady Miasta o większym doświadczeniu niż moje...:

- czy zaktualizowano plan po czterech latach oczekiwania na rozstrzygnięcia NSA ?
- czy znamy aktualną inwentaryzację zieleni ?
- czy plan był weryfikowany przez Komisję Ochrony Zdrowia i Komisję Kultury ?
- czy dysponujemy bieżącym bilansem infrastruktury ?
( czy "przeniesie" takie obciążenie, jakie dołoży 195 budynków ?)
- nie było teraz czasu na poznanie owego 1000 skarg i protestów : ilu z obecnych radnych ma rozeznanie w ich zasadności ?
- dlaczego projektu nie uzupełniono o dokładny bilans parkingow: - na i podziemnych z rysunkami i harmonogramem realizacji ?
- czy dla całego obszaru planu dysponujemy dokumentacją w dużej skali, która zagwarantuje wykonanie inwentaryzacji i projektów zgodnie z nowym prawem budowlanym ?
- dlaczego projekt - w związku z jego wyjątkowością i znaczeniem - nie zawiera metryczki ekonomicznej ?

Można tych pytań postawić więcej, choćby w związku z wejściem nowego prawa budowlanego i nowej uchwały o planowaniu przestrzennym. Przy podejmowaniu tak poważnej, wielopokoleniowej decyzji - warto by podeprzeć się najbardziej aktualnym studium. Przy tylu kontrowersjach i emocjach, jakie w najróżniejszych kręgach budzi rekonstrukcja wizytówki Gdańska - należy mówić o konkretach, o realnych możliwościach zabudowy , a nie tylko o normach typu "intensywność zabudowy" czy "rezerwa zieleni".

Ta uchwała ma być naszym manifestem w sprawie przyszłości miasta. W sztuczny sposób nie ożywi się Starego Gdańska, a ten plan takie rozwiązanie proponuje. Dlatego uważam, iż powinien jak najszybciej wrócić do korekty.

P.S.
Zdaje się, że gdybym w powyższe słowa nie zwrócił się na Sesji do naszej Rady Miasta, głosowanie - jak na KRP - odbyłoby się bez żadnej dyskusji. Wywołałem trzy miałkie wypowiedzi i... nie chciałem z nimi polemizować. Szkoda było czasu. Uchwała i tak musiała zostać przegłosowana.

Dodam tylko, że dziwi mnie samozadowolenie twórców tego planu. Nikt nie zaprzeczył, że blisko cztery lata oczekiwania na rozstrzygnięcia w NSA, całe BRG nie tknęło tego tematu. Natychmiast po wyrokach NSA podano go na tacy radnym. Zmarnowany czas w tym przypadku z całą pewnością działa na niekorzyść planu i niekorzyść Gdańska. Ten plan powinien lata temu ujrzeć światło dzienne. Dzisiejszy pospiech wydaje się niczym nieuzasadniony.
Mam przekonanie, że ... Panaprezydenckie nadzieje na "sprzedawanie działek Starówki jak ciepłe bułeczki" okażą się płonne i "Nowy Stary Gdańsk" będzie tak samo martwy jak dziś... tylko bardziej zatłoczony.
2003-05-30

Obowiązek i Przywilej

Z całą pewnością jesteśmy narodem dyskusji i sporów. I bardzo dobrze. Dociekanie prawdy i wymiana opinii, myślenie - jest atrybutem postępu. Podobnie, jak atrybutem demokracji jest prawo wolnego wyboru.
Gdańska Rada Miasta, znana juz w Polsce z ... apelowania o cokolwiek, uchwaliła kolejny APEL: Idź do referendalnej urny, by oddać głos na "TAK".

Ja tego apelu nie uchwalałem i byłem mu przeciwny. Uważam, że lekceważy on prawo radnych do odrębnego zdania i obraża wyborców, odbierając im prawo do samodzielnego myślenia. Byłem za słaby - klucz partyjny zdecydował o wyniku... uchwalania.

Po swojemu i za Wojciechem Młynarskim powiem tylko:róbmy swoje i dodam: nie dajmy robić za siebie... Z niezwykłą powagą traktuję polską perspektywę w UE. I nie wyobrażam sobie, bym referendum zignorował, dając alibi Sejmowi. Pójdę i wyrażę własne zdanie. Uważam to za swój obowiązek i niezbywalny przywilej.
2003-05-29

Demokracja... kija i marchewki

Stało się. Niestety. Likwidacja resztek gdańskiego potencjału gospodarczego, zaakcentowana wyprzedażą GPEC - to już fakt. Z szacunkiem podchodzę do każdej odmienności gospodarczej i politycznej - pod warunkiem jednak, że ma podstawy merytoryczne. Proszę zatem i mnie pozwolić nazwać to zdarzenie po imieniu - skandal.
Skandalem też - proszę mi wybaczyć, ale lepsze określenie trudno znaleźć - było samo głosowanie w sprawie GPEC. Jeszcze wieczorem poprzedniego dnia wszystko wydawało się jasne: transakcja jest niemożliwa. Prasowe i kuluarowe spekulacje były tak chore, że nierealne.. Rację mieli jednak ci - jak rano zdawała się mówić zadowolona mina Prezydenta Adamowicza - że ten stosunkowo młody człowiek opanował arkana gry politycznej.

Nie chciałem wierzyć. Wśród licznych głosów przeciw sprzedaży, mój był bowiem na tej Sesji RM bodaj najbardziej wyważony. Dla historii zacytuję tu jedynie fragment:

(...) W ciągu ostatnich pięciu miesięcy wielokrotnie powtarzałem, że - o czym jestem przekonany - najlepiej byłoby wrócić do samego początku procedowania przekształceń GPEC. Uważam bowiem, że wyzbywanie się gminnego majątku i potencjału gospodarczego - a w istocie jego resztek - uniemożliwi nam niebawem w ogóle wykonywanie władzy w tej gminie z powodu braku własnych pieniędzy. Dlatego proponowałem szukanie takich ścieżek formalnych, które skutkowałyby utworzeniem np. holdingu spółek miejskich. Bardzo bym chciał, żeby Prezydent i Rada Miasta dysponowali silnymi argumentami kreującymi gdański potencjał gospodarczy, zdolny wytwarzać i mnożyć zasoby gminnej kasy. Bardzo by mi się marzyło, byśmy w ramach tego organizmu - i tu odpowiadam na wynikające z troski o miejsca pracy i własną przyszłość głosy Związków Zawodowych GPEC - sami mogli tworzyć rynek pracy i decydować o płacach, miast jedynie spolegliwie zabiegać o zachowanie części miejsc pracy u obcych. Myślę, że wyposażeni w zmysł słuchu i wzroku oraz pamięć nie musimy przywoływać tu licznych obrazków załóg polskich firm, które po tzw. procesie prywatyzacji, restrukturyzacji lub klasycznej sprzadaży - i krótszym czy dłuższym czasie - za jedyną formę obrony zwalnianych grupowo musiały uznawać strajk. Strajk zupełnie zresztą nieskuteczny, bo z twardymi i bezwzględnymi prawami wolnego rynku - i to rynku kierującego się interesem kumulowanym w "niepolskim" banku, setki czy tysiące kilometrów od Polski - ... trudno wygrać szturmówkami.

(...) Być może, umowa sprzedaży GPEC jest - pozwalam sobie zacytować Pana Prezydenta Adamowicza - najlepszą z możliwych do wynegocjowania. Nie oznacza to jednak dla mnie, by była ona właściwa dla Gdańska i Mieszkańców: Pracowników przedsiębiorstwa, jak i konsumentów dobra, które firma ta wytwarza - firma strategiczna i bodaj jedna z trzech ostatnich o takim znaczeniu, które jeszcze możemy próbować sprzedać, ratując jedynie bieżące potrzeby budżetu.

(...) Być może, swoje racje mają ci z nas, którzy zdecydowanie chcą pozbyć się "problemu GPEC"... Pewne jest jedno - za to głosowanie rozliczy nas historia najbliższa. Nie chcę Państwa Radnych prowokować do żadnej z trzech możliwości, jakie mamy. Proszę jedynie o to, byśmy woboru dokonali w swoich sumieniach.

Podziękowałem także burmistrzowi Lipska Peterowi Kaminskiemu, którego wystąpienie zdobiły coraz to oklaski... głównie przeciwników sprzedaży, ku konsternacji zwolenników. Gość z Niemiec wytknął nam wprost głupotę pocieszając w konkluzji, że trafiamy na bogatego... pana, który może dać nam cukierka. Bogatego dzisiaj, bo nie tak dawno miał gospodarkę w Lipsku nie lepszą od gdańskiej. Zamiast wyzbywać się złotodajnej kury... przebudował jej kurnik, dał nowoczesne gniazdo i sprawnego koguta.

Nawet, jeśli to samo zechce robić w Gdańsku - nie my będziemy czerpać z tego pożytek. Gdyby ktokolwiek chciał mnie jeszcze przekonywać - stawię się. Nie sądzę natomiast, by znalazł się choć jeden zwolennik gry politycznej, której efektem Rada Miasta przypieczętowała zamysł Prezydenta Adamowicza.

(15:19)Najpierw, wykorzystując niedoskonałość Regulaminu RM, nie obsadzono mandatu SLD po Zmarłym Eugeniuszu Węgrzynie.(15:18) Wieczorem, w przeddzień głosowania, do szpitala położyła się radna Barbara Meyer z SLD (złośliwcy żartowali, że położyła się w... zastępstwie swego klubowego kolegi Aleksandra Żybrysa, którego partia wzięła w kleszcze psychologiczne podejrzewając, iż pragnie przysłużyć się Prezydentowi)(15:17). Na finał, demonstrując do ostatniej chwili rozterki: "mam zdanie - nie wiem co robić", dwoje radnych (Maria Małkowska - LPR i Mirosław Zdanowicz - PiS) wyłamało się z atmosfery i wiedzy swoich klubów, ku zdumieniu kolegów głosując nagle: "za".(17:15) Nie będę tu powtarzał plotek o rzeczywistych przyczynach ich decyzji. Powiem tylko tyle: niełatwo im będzie odzyskać zaufanie - tak jednej, jak i drugiej strony. No i wyborców. Trudno bowiem zrozumieć takie decyzje, jeśli nie są poparte rzetelnymi argumentami.

I jeszcze refleksja. Większa część Rady Miasta nie kryła przez ostatnie pół roku swoich wątpliwości, modyfikowała opinie, szukała nowych argumentów i rozwiązań. Tylko "15" Platformy Obywatelskiej, jak dobre dwa plutony zasadniczego wojska na służbie prezydenckiej, murem stała przy raz postawionej tezie. Trudno pracuje się w takiej Radzie. Jeśli metoda kija i marchewki zdominuje ten organ władzy (a niewiele brakuje) to - podobnie jak Donald Tusk prowokował nie tak dawno do likwidacji Senatu RP - zaproponuję rozwiązanie gdańskiej Rady Miasta. Panu Prezydentowi Adamowiczowi - za całą Radę - wystarczy jeden radny... Wiesław Kamiński.
2003-05-20

Bryndza... PO gdańsku

Kuchnia Nowego Ratusza coraz to serwuje dania, które dezorganizują jej własną pracę. Utwierdziłem się w tym przekonaniu podczas ostatniego posiedzenia Komisji Polityki Gospodarczej i Morskiej Rady Miasta, które nawiedził Pan Prezydent Paweł Adamowicz. Mam jednak nadzieję, że... dojadamy właśnie kolejną awanturniczą potrawę - na talerzu GPECu -i rozpoczniemy w Radzie Miasta nowy etap: normalnej pracy.
Nasi sąsiedzi - zwykli Gdańszczanie - nie angażują się w sprzedaż GPEC w takim stopniu, jak grono radnych i media.Ta wojenna kampania, na ostro, trwa już pół roku ale... patelnię rozgrzewano znacznie wcześniej. Dziś zbieramy skutki: coraz trudniej znaleźć autora menu, już teraz niełatwo ustalić nazwisko kucharza, który będzie miał odwagę wziąć na siebie odpowiedzialność za tę potrawę - przyjąć... nagrodę lub ponieść karę.

Istotę problemu i atmosferę minionych 6 miesięcy, pozornie jedynie najistotniejszego okresu dla tej sprawy, najcelniej streści przegląd prasowych tytułów.

"Kto sprzedaje GPEC ?" - To Rada Miasta zobligowała Zarząd minionej kadencji do sprzedaży większości udziałów tej firmy - wyjaśnił rzecznik Jerzy Rembalski. - Prezydent jedynie podpisuje umowę. Decyzję podejmą radni obecnej Rady Miasta.

Skoro wiadomo zatem, na kogo spadnie odpowiedzialność, kolejny tytuł wyjaśnia już tylko techniki doprowadzania do transakcji: "Głosy za ciepłe stołki - rozgrywki partyjne". Radny Grzegorz Strzelczyk, szef PiS - koalicjanta sprawującej w Gdańsku władzę PO, ma się... rozchorować. Radny Aleksander Żubrys, szef opozycyjnego SLD, spóźni się na głosowanie... Tymczasem, 6 lutego br., w Uchwale nr 22 (pod którą radny A. Żubrys się podpisuje), Rada Miejska SLD zobowiązuje swoich radnych miejskich do głosowania przweciwko sprzedaży większościowego pakietu udziałów GPEC uznając, że "...transakcja jest sprzeczna z logiczną strategią..." rozwoju Gdańska.

"To nie jest prywatyzacja" - mówił w wywiadzie radny Kazimierz Koralewski (szef Komisji PGiM RM) - to pozorny ruch...

Część radnych przygotowywała uchwałę odwołującą Radę Nadzorczą GPEC z Włodzimierzem Machczyńskim na czele, który jednocześnie był... szefem Komisji Negocjującej. Nie doszło do niej, chociaż Pan Prezydent - w piśmie z 24 stycznia br., do Posłanki na Sejm RP Gertrudy Szumskiej - sam dał negatywną ocenę zarządzania i nadzoru GPEC. "To tylko zaczepki" - ripostuje W. Machczyński - wykonaliśmy ciężką pracę, przez rok szukając warunków podpisania umowy z Stadtwerke Leipzig.

Nie muszę już teraz pytać dlaczego "Tajemnicze problemy ze sprzedażą" rozstrzygano "Za zamkniętymi drzwiami". Mamy umowe notarialną, znamy szczegóły finansowe: i te oficjalne i te mniej publikowane... Dla mnie - przypomnę swoje ekonomiczne wykształcenie i zainteresowania - jasno rysuje się brak całościowej koncepcji rozwoju gospodarczego Gdańska. Nie chcę wdawać się tu w szczegóły prawne umowy. Bardziej celowe wydaje mi się zapytanie innym tytułem:"Gdzie jest plan energetyczny Gdańska ?" - Nie opracowano założeń zaopatrzenia gminy w energię - twierdzi Andrzej Malwiński z Wydziału Rozwoju Regionalnego UW. - Dopóki taki plan nie powstanie, nie powinno się sprzedawać GPECu.

Spytam dokładniej: po co i dlaczego w ogóle sprzedawać tę firmę ? Zgadzam się - i w wielu gremiach ten sąd znajduje poparcie - że obecny status właścicielski GPEC jest zły. Wśród narzędzi ekonomicznych istnieje jednak wiele takich, których wykorzystanie w tym przypadku przynieść powinno znaczniejszy pożytek gminie i jej mieszkańcom, niż doraźne załatanie dziury budżetowej wcale przecież nie tak wielkimi pieniędzmi, które... ma wnieść kupiec z Lipska. Sami Niemcy - jak relacjonowali nasi radni po powrocie z Lipska - zdumieni byli faktem wyzbywania się przez Gdańsk swojej najlepszej firmy. Ich służby ekonomiczne zastosowały na własnym gruncie mechanizm, którego jestem gorącym oredownikiem: holding spółek gminnych. Nie tylko dlatego, by uniknąć pozorów "zasiadania" w radzie spółki praktycznie bez prawa głosu ale, by nie pozbawiać miasta stałych dochodów i wpływu na ceny strategicznych mediów. GPEC jest jedną z tych firm o szczególnym znaczeniu społecznym, które służą nie tylko miejskiemu skarbnikowi ale są podstawą bytu gospodarczego miasta.

Prywatyzacja "po polsku", a szczególnie "po gdańsku", to gra pozorów - o czym dotkliwie przekonaliśmy się wielokrotnie, także w Gdansku - którą rządzi swoiste prawo dżungli. Niezależnie od tego, która opcja polityczna była u władzy w ciągu minionych 13 lat panaceum na biedę była... sprzedaż. Spróbujmy w tej kadencji Rady Miasta przełamać zły zwyczaj, zakwestionujmy chybione pomysły naszych poprzedników. Niech raz w Gdańsku wygra polityka niezależna - polityka zdrowego rozsądku.

Gdańsk pozbył się już ok. 70 firm, które winny zasilać kasę Włodzimierza Pietrzaka. Pozostało ciepło, komunikacja, śmieci i... już tylko ziemia. Być może, frymarczenie tymi ostatnimi argumentami pozwoliłoby dotrwać naszej obecnej władzy do końca kadencji. A po nas choćby... Potop. Jest jeszcze czas, byśmy temu absurdowi powiedzieli: NIE !

Przykro mi słuchać żartów w rodzaju: para francuska, rura niemiecka, bieda polska, gdańska... bryndza.

Na ostatnim posiedzeniu Komisji PGiM zanotowałem trzy retoryczne pytania postawione przez Pana Prezydenta Pawła Adamowicza na temat sprzedaży GPEC:
~ czy cena jest zła ?
~ może pakiet inwestycyjny jest zbyt mały ?
~ a może gwarancje miasta kiepskie ?

- Przetargi otwarte nie wyszły -odpowiadał nam i sobie Pan Prezydent. -Pozostały rokowania, które znalazły swój najlepszy mozliwy finał. Ciągłość władzy zobowiązuje. Sam dawno podpisałbym tę umowę, gdyby tego obowiązku nie zastrzegła sobie Rada Miasta.

Całe szczęście, Panie Prezydencie, że tego prawa nie scedowała na Pana ani ordynacja wyborcza, ani Rada Miasta. Jest to bowiem prawdopodobnie decyzja historyczna i musi ona wynikać z pozapartyjnego, ekonomicznego i społecznego pojęcia gospodarności. Dobry gospodarz powinien się tej decyzji sprzeciwić.

Dlatego będę głosował: NIE.
2003-05-18

Gdańskie Jednostki Pomocnicze

Na czyje wyszło ? Dzisiejsze wybory gdańskich rad dzielnic i osiedli potwierdziły moją opinię o najbliższych perspektywach rozwoju samorządności w naszym mieście. Niestety. I nie mam z tego powodu żadnej satysfakcji.
Uchwalone większością głosów obecnej Rady Miasta progi i bariery tworzenia w Gdańsku Społeczeństwa Obywatelskiego spowodowały, że mamy o jedną Jednostkę Pomocniczą mniej niż poprzednio.

Składam tu pokorny ukłon i gratulacje tym Gdańszczanom, którzy potrafili się sprężyć (czytaj: pokonać opory) i będzie miał kto zabiegać o ich najżywotniejsze interesy. Tym, którym sił nie wystarczyło - niezmiennie deklaruję pomoc w budowaniu swoich rad.
2003-04-24

PO czyjej stronie ?

Bardziej chyba niż zwykłe, ludzkie zmęczenie po ostatniej Sesji RM Gdańsk - zwykłe, ludzkie zniechęcenie spowodowało, że nie siadłem do klawiatury od razu. Musiałem odreagować...
Ranek nowego dnia byłby już znów optymistyczny, gdyby nie prasowa relacja z Sesji. Dostałem (razem z Markiem Glinką z LPR) imienną pochwałę od Prezydenta Adamowicza:"... jestem też pozytywnie zaskoczony - cytuje Głos Wybrzeża - głosami wstrzymującymi się. Oznacza to, że wśród członków opozycji jest jeszcze grupa, która myśli realnie...".

Otóż, Panie Prezydencie, nie przyjmuję tej ani takich pochwał. I nie życzę ich sobie.

Zwykle też głosuję "za" lub "przeciw" - po to, by klarownie wyrażać opinie Gdańszczan, przyjąłem mandat radnego. Wyjaśniam wyjątek dotyczący głosowania nad Pańskim absolutorium. Wstrzymałem się od głosu z trzech powodów:
- w ogóle szkoda mi było czasu Rady Miasta na debatę (5 godzin), która z formalnych powodów i tak nie mogła skutkować dla nieistniejącego już Zarządu Miasta (i Pana) karą lub nagrodą;
- szkoda też strzępić języka na temat konstrukcji... literackiej, która - gdyby Pańskie służby finansowe dołożyły jeszcze trochę staranności - mogła być, za przeproszeniem, doskonała;
- nie miałem z poprzednią kadencją RM i Zarządu Gdańska czegokolwiek wspólnego, zatem nic też nie upoważniało mnie do rozliczania tych organów władzy.

Sporo w życiu dostałem po grzbiecie trening czyni mistrza - sporo zapewne jeszcze wytrzymam. Jak jednak przy wcześniejszej okazji stwierdziłem:... mam dość życia w opozycji do ludzi, z którymi powinniśmy rozumieć się wpół słowa... I - w dodatku - rozumiemy, tylko motywacje mamy inne.

Słowne popisy wokół ubiegłorocznego budżetu na tyle wyczerpały czas Sesji, że musiało go zabraknąć tam, gdzie - uważam - był niezbędny.

Koncepcja rozwoju Gdańska to m.in. "miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego". Niczym szybkostrzelna bateria radni przeszli nad 15 projektami takich planów. Nie było chętnych do dyskusji nad najważniejszymi bodaj dla samorządności uchwałami, regulującymi zasady funkcjonowania rad dzielnic i osiedli. Moje 4-minutowe wystąpienie zakłóciło automatyzm głosowań: wywołało lawinowy atak, któremu muszę poświęcić odrębny tytuł.

Po przerwie zostały już tylko dwie istotne uchwały:
* rozsądnie przygotowany przez PiS projekt zagospodarowania mieszkaniowych pustostanów (który zyskał poparcie) i
* niedopracowany przez LPR projekt "uwłaszczeniowy" (który przepadł).
Znalazłem się w niewielkim gronie próbującym cofnąć go na komisję, bo dotyczy ważnej, politycznej decyzji: czy Polacy mają prawo do prywatnej własności gruntów, czy jedynie wieczystej dzierżawy ? (ta propozycja także upadła). Szczególnie na Ziemiach Odzyskanych kwestia ta budzi wiele emocji. Jestem przekonany, że sprawa wróci na gdańską scenę i nie zgadzam się ze skrajną deklaracją Pana Prezydenta:"... problem upadł i jak najszybciej o nim zapomnijmy - niech nigdy nie wraca !"
Wróci, bo tego chce znaczna część Pańskich wyborców.

Dość mam "bycia w opozycji", dokładniej - dość mam krytykowania wybranego demokratycznie Prezydenta. Sam jednak staram się pamiętać o własnych wyborczych deklaracjach i o tym, że mandat samorządowca zobowiązuje do wsłuchiwania się w głosy tych, których reprezentuję. A reprezentuję Gdańszczan - blisko 500 tysięcy sąsiadów - tyle, ile każdy radny gdański. I nie wyobrażam sobie, by PO STRONIE GDAŃSZCZAN dla Platformy Obywatelskiej znaczyło coś innego, niż dla mnie, coś innego niż PO NASZEJ STRONIE.

Takiej refleksji serdecznie życzę Panu Prezydentowi. Zanim będzie za późno.
2003-04-24

EPITAFIUM dla gdańskich Rad Dzielnic

Starając się przerwać automatyzm głosowań i wywołać jakąkolwiek dyskusję nad projektami dwóch istotnych dla "być albo nie być" gdańskich Jednostek Pomocniczych powiedziałem na Sesji RM mniej więcej tak...
BLIŻEJ GDAŃSZCZAN - hasło dobre, bo chwytliwe, uruchamiające refleksje - hasło niemal doskonałe, ale nie bez wad, bo zobowiązujące...

Po wyborach i Pan Prezydent, i wygrana opcja polityczna są z niego codziennie rozliczani...

Proszę nam powiedzieć: jakim cudem można być "bliżej Kogoś"... burząc most na drodze do tego "Kogoś" ?

Takimi mostami są kolejne ogniwa samorządowe, a bodaj najważniejszym jest właśnie to ostatnie - na najniższym poziomie organizowania się społeczności obywatelskiej.

Przypomnę fakty:

* przez całą ubiegłą kadencję w RM nie było atmosfery i chętnych do zamknięcia w uchwałę pakietu zasad funkcjonowania Jednostek Pomocniczych;

* moje próby uruchomienia tematu w tej kadencji nie znalazły wsparcia - jedynie, jakby z formalnego obowiązku, hasło JP zostało rzucone na ostatnią chwilę;

* 18 lutego br. szef KSiŁP wystosowuje prośbę o opinie na ten temat, kolportując jednocześnie syntetyczną refleksję "o wyniku konsultacji" w sprawie diet;

* 06 marca br. złożyłem taką opinię (podobno jako jedyny radny) uwzględniając w niej m.in. "wynik konsultacji" Przewodniczącego Żubrysa;

* 10 marca, uczestnicząc w posiedzeniu Komisji dowiaduję się, że moja opinia nie dotarła do Jej Wysokiego Składu...;

* na tym właśnie posiedzeniu KSiŁP, jak Filip z Konopii wyłania się radny J. Gorecki z zupełnie nową, nie wiadomo skąd wziętą, propozycją drastycznego zmniejszenia diet. I ta propozycja zostaje zaakceptowana w głosowaniu;

* 03 kwietnia, odpowiadając na kolejne zapytanie Przewodniczącego Żubrysa, składam pismo, w którym staram się zawrzeć kompleksowe ujęcie problemu funkcjonowania JP;

* 15 kwietnia po prostu nie jest ono rozpatrywane przez KSiŁP (sam nie mogę być tego dnia obecny na Jej obradach). Z Szacownego Łona wychodzi natomiast kolejna "z czapki" poprawka dotycząca wysokości diet. Nie muszę dodawać, że znów nie uwzględnia ona wniosków i sugestii tak z zewnątrz, jak z wnętrza RM;

* Na dowód tego, że relacjonuję prawdę macie Państwo wszyscy najnowszą poprawkę (otrzymaliśmy ją wchodząc na obrady Sesji) po raz kolejny obniżającą diety radnych JP do wartości... miesięcznych biletów tramwajowych, co jest już upokarzające i obraźliwe.

To, co wyczynia się w naszym gronie nazwałbym mocniejszym słowem, bo takie ciśnie mi się na usta. Powiem jednak łagodniej... Sytuacja przypomina mi grę znaczonymi kartami. Ale to jest zwykły "Piotruś" - nie brydż ! Tu wszystko jest jasne.

Mamy klarowny obraz: mamy za chwilę dać wyraz woli politycznej - chcemy samorządności, czy jej nie chcemy ?!

Jedynym rozwiązaniem, ze względów formalnych, na teraz, jest - uważam - odrzucenie projektu zmian, by nadal obowiązywały chociaż zasady dotychczasowe. I niech nikt tu nie mówi juz - proszę - o finansowych kosztach utrzymania JP, bo koszty błędnych decyzji gospodarczych, które bez wsparcia JP podejmie... najmądrzejsza Rada Miasta samodzielnie - będą większe.

Immanentną cechą Polaków jest zaglądanie w cudze kieszenie. Brzydka to cecha, nie stosujmy jej w tym gronie.

Sam - mogę być tylko przeciwny tej uchwale i jeszcze w tej chwili wierzę, że rozsądek i polityczna uczciwość weźmie w tej sali górę.


Absurdalna uchwała przeszła 20 głosami ZA, 5 PRZECIW, 1 WSTRZYMUJĄCYM. Uchwała "progowa" miała 24 głosy ZA, 1 PRZECIW i 2 WSZTRZYMANE.

Czarny to, czy typowy scenariusz napisało w Gdańsku życie ? Stawiam dzisiaj na pogrzeb gdańskiej samorządności. Tylko 1/3 miasta ma szansę wybrać swych radnych najbliższych, w dzielnicach i osiedlach. Na moje wyczucie atmosfery, zaistnieje jedynie połowa z 13 zgłoszonych okręgów wyborczych. Przesądziły o tym dwie uchwały dzisiejszej Sesji Rady Miasta Gdańsk. Historycy zapiszą w annałach: "Polegli w nierównej walce ze swymi... wybrańcami".

A Platforma Obywatelska może już zmieniać swoją nazwę. Ogłaszam na nią konkurs.
2003-04-07

Eugeniusz Węgrzyn

Wietrzny, szary dzień za oknem - pasuje do niedobrej rannej wiadomości o nagłej śmierci Wiceprzewodniczącego Rady Miasta Gdańsk Eugeniusza Węgrzyna. Nie było nam "po drodze" politycznie ale - myślę - "bardzo razem" w interesie Gdańska. Znałem Go od lat, jeszcze z czasów swojej pracy dziennikarskiej - bardzo byłem rad mając Jego Autorytet w gronie gdańskich rajców. Wielka strata - i dla Rady Miasta, i dla Gdańska. Smuta.
2003-04-04

Zaradne Rady...

Pan Przewodniczący
Komisji Samorządu i Ładu Publicznego RMG
Aleksander Żubrys

do wiadomości: Przewodniczący RMG Pan Bogdan Oleszek
z prośbą o przedstawienie wszystkim Radnym
Odpowiadając na pismo Pana Przewodniczącego z 31.03.br - po raz wtóry przedstawiam stanowisko OKBB i moje własne w sprawie diet dla Jednostek Pomocniczych RM, prosząc jednak o kompleksowe potraktowanie problemu owych diet w pakiecie propozycji dotyczących funkcjonowania rad dzielnic i osiedli - JP - w Gdańsku.

Jednocześnie informuję, że w wyniku szerszych konsultacji, które przeprowadziłem w ciągu minionego miesiąca - a szczególnie po spotkaniu z przedstawicielami wszystkich dotychczas działających rad dzielnic, które zorganizowałem 20 ubm. - zmodyfikować muszę niektóre wnioski przedstawione w pierwszym piśmie do Pana w tej kwestii (RM/006/03/2003).

Nie od rzeczy jest zaznaczyć, że jesteśmy przekonani o potrzebie przegłosowania w RMG takiej zmiany obowiązujących Uchwał RMG (XLIX/1448/2002 z 23.05.2002, V/118/2003 z 23.01.2003 oraz V/119/2003 z 23.01.2003), by możliwe stało się położenie fundamentu pod budowę społeczeństwa o b y w a t e l s k i e g o. Zatem - powołanie kompletu rad dzielnic i osiedli w naszym mieście jest warunkiem sine qua non demokracji i samorządności. Dobrze, gdyby Gdańsk mógł na tym polu stać się znów wzorem dla całej Polski.

Pakiet wniosków składa się z następujących problemów, w/g wagi:

- kompetencje rad dzielnic i osiedli;
- weryfikacja granic dzielnic;
- poziom progu wybieralności i progu frekwencji;
- wysokość diet i środków finansowania rad dzielnic.

Uchwalenie pasma kompetencji JP jest, z oczywistych powodów sprawą o charakterze politycznym. Dla odpowiedzialnego i kompetentnego funkcjonowania samorządów konieczne jest "spłaszczenie" struktur władzy gminnej tak, by możliwie jak najwięcej decyzji dotyczących dzielnic i osiedli było inicjowanych przez ich JP. Jesteśmy także za wprowadzeniem stosownych zapisów obligujących Prezydenta i RM do zasięgania opinii odpowiednich JP przed wydaniem decyzji wykonawczych. Konsekwentne stosowanie takiej zasady pozwoli uniknąć napięć społecznych i odpowiednio wysoko ustawi poziom odpowiedzialności za te decyzje.

Granice dzielnic Gdańska z całą pewnością w wielu przypadkach nie odpowiadają aktualnej statystyce mieszkańców, a także - co równie ważne - uniemożliwiają radom JP znalezienie ich "spójności interesów": nie odwzorowują istotnych różnic w strukturze budownictwa i wspólnot mieszkaniowych. Należy sądzić, iż rzetelne opracowanie nowego podziału dzielnic Gdańska - uwzględniającego taką specyfikę - pozwoli ustalić ok. 35 - 38 JP w nowych granicach.

Próg wybieralności wydaje się dzisiaj daleko ważniejszy niż próg frekwencji. Legislacyjne zaniedbanie kwestii funkcjonowania JP w gminie Gdańsk jest na tyle głębokie, że nie sposób chyba przegłosować wyczerpującą problem Uchwałę, by można ją było w całości zastosować w wyborach wyznaczonych przez Prezydenta Gdańska na 18 maja br. Analizując doświadczenia innych samorządów (w nadesłanych na prośbę RMG opiniach) wydaje się, że warto nie powielać błędów... Kiepski stan przygotowania Gdańska do wyborów samorządowych skłania nas do wyrażenia zdecydowanej woli udzielenia maksymalnego wsparcia każdej inicjatywie powołania JP - choćby wiązało się to z ryzykiem niespełnienia stawianych przed JP "wymagań jakościowych". Dla przełamania impasu w rozwoju gdańskiej samorządności proponujemy ustawienie progu wybieralności na poziomie 5 %.

Kierując się tymi samymi pobudkami - proponujemy całkowite zniesienie progu frekwencji wyborczej. Dzieląc wnioski i opinie płynące z wyżej wspomnianych konsultacji kierowaliśmy się potrzebą urealnienia tych ocen. "Zmęczenie społeczeństwa" Gdańska, nękanego licznymi podwyżkami kosztów utrzymania, rosnącym bezrobociem i "konfliktami inwestycyjnymi" wywołało u mieszkańców Gdańska uczucie niewiary i zwątpienia w sens transformacji ustrojowej. Najlepszym tego dowodem były ostatnie wybory Prezydenta i Radnych RMG - z najgorszą statystyką frekwencji w kraju. Absurdem byłoby spodziewac się, że w maju będzie... lepiej - frekwencja będzie mikra. Jeśli zatem chcemy w Radzie Miasta uzyskać konieczne dla odpowiedzialnej pracy wsparcie - sami pomóżmy wybrać swych przedstawicieli garstce tych, którzy zachowali jeszcze minimum zaufania dla władzy i pójdą głosować.

Pieniądze są w ubożejącym społeczeństwie najbardziej emocjonalnie traktowanym tematem. Usłyszałem opinię, za którą - jako radny bez przeszłości we wcześniejszych kadencjach - nie zamierzam brać odpowiedzialności:

... wszystkie ustawy kominowe, zmniejszanie diet i wynagrodzeń funkcyjnych są juz spóźnione - ci, którzy mieli odbic się finansowo, już to zrobili. Kolejny garnitur zatem może pracować za darmo...

Nie chcę i nie zamierzam kontynuować tego wątku - muszę jednak podjąć próbę uswiadomienia Koleżankom i Kolegom Radnym, że - o czym przekonałem się już po trzech miesiącach od Ślubowania w RMG - dieta (którą otrzymuję) jest jedynie refundacją kosztów sprawowania mandatu. Uważam zatem, że - w konkretnych warunkach, jakie w Gdańsku mamy - uznanie tego faktu i przyznanie prawa do zwrotu kosztów społecznej pracy radnym JP jest wyrazem naszej uczciwości. Proporcjonalnie do wielkości obciążeń w pracy i obowiązków, jakie nałożymy na radnych JP - najbardziej odpowiednie wydaje się ustalenie diet radnych JP na wysokości: 50% diety radnego RM dla przewodniczącego Rady JP i przewodniczącego Zarządu JP oraz 45% diety radnego RM dla wiceprzewodniczącego Zarządu JP.

Jeśli Koleżanki i Koledzy - Radni Rady Miasta Gdańsk - zechcecie w swej łaskawości wrócić do tezy, którą postawiłem na wstępie - i z nią się zgodzicie, jestem spokojny o przygotowanie i przegłosowanie stosownej Uchwały

-taki wniosek formalny składam Panu Przewodniczącemu KSiŁP.

Pozostając w nadziei, że tak się stanie - załączam wyrazy szacunku - w imieniu OKBB i własnym

Janusz Kasprowicz
radny OKBB
2003-03-27

Sprawiedliwość czy... Prawo ?

Po raz wtóry w krótkim okresie czasu znalazłem się dziś w gdańskiej Filii Naczelnego Sądu Administracyjnego. 19 marca toczyła się tam sprawa budowy "zespołu handlowego" REAL na Przymorzu - w której wyrok zapadł natychmiast. Wcześniej, 13 marca, rozpoczął się proces w sprawie "zmiany miejscowego planu zagospodarowania" ulicy ŚW. DUCHA na Głównym Mieście - w którym wyrok ... zapadł dzisiaj. Obie sprawy łączył wspólny mianownik - zresztą ... podwojony: skarżone było miasto, a wyroki w obu przypadkach rozstrzygały na niekorzyść skarżących mieszkańców.
Pytanie, które szybko nasunęło się samo - także w obu sprawach:czy były to choć wyroki na... korzyść miasta?

Sprawę REALA, jako medialnie szeroko opisaną, potraktuję tu jedynie przyczynkowo. Poszły konie po betonie, nawet dosłownie. Mimo bowiem spontanicznego i zorganizowanego, wreszcie szerokiego protestu przymorsko / handlowo / ekologicznej społeczności - rozpatrywano prawny status budowy bardzo już zaawansowanej. "Sprawiedliwości" nie doczekali się ludzie przekonani o prawnych podstawach swoich "zarzutów". Oba cudzysłowy sa zasadne. Prawnicy NSA, wydając wyrok kierowali się przekonaniem, że strona skarżąca ma jedynie prawo do składania "protestów" - a to już jedynie kategoria emocjonalna. Do głównego argumentu, jakiego orzekając użył sędzia Andrzej Przybielski, za moment wrócę. Bo jest jakby ... kluczem do wiedzy i refleksji na temat.

Sędzia Jan Jędrkowiak o rozstrzygnięciu Św.DUCHA myślał dłużej ale... wymyślił podobnie: najpierw przyznał prawo przekwalifikowania zarzutów w protesty - co pozwoliło skierować ścieżkę sądzenia z kategorii prawnych w... emocjonalne - potem przyznał sprawiedliwość "miastu".

Pani Anna Henschel, urbanistka z ponad 30-letnim stażem pracy na rzecz Gdańska, bardzo rzeczowo uzasadniała swoje zarzuty wobec Uchwały RMG z 23 maja 2002 o zmianie m.p.z.p. Głównego Miasta:

... w latach 1956-57 świadomie zrezygnowano z zabudowy południowej części ul. Św.Ducha, ze względu na niemożność stworzenia mieszkańcom, wciśniętym pomiędzy wąską ul.Mariacką i zbyt wąskie podwórze, właściwych i zgodnych z przepisami warunków życia(...) do dziś obowiązujące plany zagospodarowania przestrzennego przewidywały przeznaczenie tego terenu(...)częściowo na funkcję zaplecza dla bydynków mieszkalnych, a częściowo na skwer(...)Znacznie zostałaby także przekroczona intensywność zabudowy na tym terenie (do 1,6), która winna wynosić ok.0,75 (...) Zasady zagospodarowania tego terenu proponowane w projekcie planu są sprzeczne z przepisami zawartymi w "Warunkach technicznych, którym powinny odpowiadać budynki", szczególnie w paragrafach 18, 25 i 40.(...) Jest to prawdopodobnie jedyny taki projekt planu, którego realizacja doprowadziłaby do znacznego pogorszenia warunków życia mieszkańców(...) niezgodny z przepisami Konstytucji RP, która zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju (art.5) i nakazuje władzom publicznym zapobieganie negatywnym dla zdrowia skutkom degradacji środowiska (art.58), zapewnienie bezpieczeństwa ekologicznego (art.74), uchronienie użytkowników i najemców przed działaniami zagrażającymi ich zdrowiu, prywatności i bezpieczeństwu oraz przed nieuczciwymi praktykami rynkowymi (art.76). Także wartość "naszych" wykupionych mieszkań i gruntów przy ul. Mariackiej może ulec znacznemu zmniejszeniu... kończy skarżąca, wyłuszczając podstawę swojego "zarzutu" a nie "protestu".

Sędzia Jędrkowiak z jakby zrozumieniem i współczuciem intonował swoje racje, ale "prawo" postawił nad nimi.

Gdybym nie wsłuchiwał się w oba przewody osobiście, pewnie bym nie uwierzył relacjom... Ten sam Sąd, sale przez ścianę, ta sama grupa sędziów NSA, identyczna kategoria spraw i... dwie różne interpretacje tego samego prawa.

O ile w przypadku REALA Sędzia Przybielski tłumaczył, że "zarzuty" nie mają zastosowania bo działka skarżącyh nie ma wspólnej granicy ze sporną, skoro oddziela je... miejska jezdnia o tyle Sędzia Jędrkowiak uznał podobnie stwierdzając, że problem wspólnych granic działek w ogóle nie istnieje, bo spór tyczy się innego planu miejscowego, niż obejmujący istniejącą zabudowę.

Zieleń to szkoda faktyczna - usłyszeliśmy po chwili zdanie Sędziego NSA - a nie prawna. Określoną koncepcję urbanistyczną nie Sąd może osądzać - odpowiedzialność za nią ponosi jedynie Rada Miasta Gdańsk.

Tylko w tym szczególe zgadzam się z Sędziami NSA. Zbyt wiele mam wątpliwości, co do takiej interpretacji prawa. Pewien jestem tylko tego, że prawo nie zawsze musi być tożsame ze sprawiedliwością. Nie wiem jednak, czy uda mi się skłonić do takich refleksji resztę składu Komisji Rozwoju Przestrzennego RMG. Wyroki NSA są bowiem ostateczne - można je skarżyć co prawda do kilku jeszcze instytucji, ale zanim skargi te doczekają swojej kolejki czy nawet przychylności... kilkudziesięcioletnie, ostatnie żywe drzewa Starego Gdańska ... mogą już leżeć w tartaku. Odpowiedzialność za nie - i nie tylko za nie - spoczywa zatem rzeczywiście jedynie na miejskich rajcach.

WYROK: z dwóch i pół stronicy tzw. "uzasadnienia" ... dla sprawy istotne jest jedno zdanie:

"...NSA po rozpoznaniu sprawy ze skargi Anny Henschel na uchwałę RM Gdańsk z dnia 23 maja 2002 oddala skargę(...) Znajdując pełne zrozumienie dla obaw skarżącej wyrażonych przez nią w skierowanym do organu proteście, a następnie w skardze wniesionej do NSA, Sąd nie miał podstaw do uwzględnienia wniesionej skargi."
2003-03-20

10 / 11 Rad Dzielnic

Bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie radni 10 z 11 istniejących rad dzielnic. Na moje zaproszenie przyszły reprezentacje (często wieloosobowe) wszystkich dzielnic - poza Wzgórzem Mickiewicza.
Nie chcę jednak przesadzać z tym... zdziwieniem, bo obserwując zaangażowanie i dyscyplinę wśród radnych dzielnicowych mam dla nich moc szacunku.
Spotkanie, na które przybył także wicemarszałek Województwa Pomorskiego Bogdan Borusewicz - by przypomnieć autorską ideę społeczeństwa obywatelskiego - poświęciliśmy roboczej rozmowie o koniecznych do spełnienia warunkach dla zafunkcjonowania w Gdańsku powszechnej demokracji.

Chcę tu skrótowo przedstawić wnioski:

* konieczność uchwalenia szerokiego zakresu kompetencji rad dzielnic
* niezbędna jest aktualizacja granic dzielnic
* realnego ustawienia wymagają poziomy progów wybieralności i frekwencji
* zachować należy diety, będące jedynie refundacją kosztów


Funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego, zdolnego przez swych przedstawicieli kreować rzeczywistość najbliższego otoczenia i -tym samym- całego miasta wymaga uznania roli rad dzielnicowych. Jestem jak najbardziej za przyznaniem tym radom prawa do inicjowania i opiniowania wszelkich zmian urbanistycznych czy inwestycyjnych.

Gwałtowny rozwój budownictwa mieszkaniowego w niektórych dzielnicach istotnie zakłócił interesy osiedli i ich lokatorów. Jestem przekonany, że konieczna jest szybka weryfikacja założonych przed laty granic, by oddawały dzisiejszy kształt "spójności" interesów mieszkańców i gęstość zaludnienia.Wydaje się, że tych dzielnic powinno być w Gdansku ok. 35.

Teoria zakładająca, że wszedzie tam, gdzie rady są rzeczywiście potrzebne - powstaną bez względu na wysokość "progu wybieralności" nie wszędzie się sprawdza. W sprzeczności z nią stoi choćby istnienie rad osiedli w spółdzielniach mieszkaniowych. Ich reprezentatywność z reguły bowiem ogranicza się do interesów własnych spółdzielni, a niewiele ma wspólnego z działaniem samorządowym. Zatem - wobec faktu wybrania w poprzedniej kadencji jedynie 1/3 zarządów rad - proponuję obniżenie progu wybieralności do 5%. "Próg frekwencyjny" (spójrzmy na doświadczenia wyborcze w miastach, których zarządom bardziej zależało na podzieleniu się... władzą z wyborcami) nie powinien być wyższy niż 10%.

Pieniądze w naszej mentalności zawsze budzą najwięcej sporów. Nie jestem zwolennikiem zaglądania ludziom w kieszenie. Nie mogę tez jednak nie widzieć tego, że skomercjalizowane obecnie społeczeństwo (także coraz lepiej wyposażana władza od najwyższych szczebli) muszą choćby zgodzić się z potrzebą zwrotu kosztów pracy samorządowców. Wszystkie prowadzone dotąd w Gdansku konsultacje zdają się wskazywać, że najrozsądniejsze będzie ustalenie poziomu diet kierownictwa rad dzielnic na wysokości 50 i 40% diet rajców miejskich.

I na koniec refleksja. Często powtarzałem ostatnio na różnych spotkaniach, że techniczny i finansowy koszt powołania pełengo składu rad dzielnicowych w Gdańsku jest niczym wobec kosztu błędów wynikających z podejmowania przez wąskie grono: Prezydent i Rada Miasta złych decyzji. Nie rozumiem też politycznego oporu -trwającego już drugą kadencję Rady Miasta- przed spełenieniem postulatów reformy gospodarczej i społecznej, za którą w 1980 roku ci sami ludzie lub ich rodzice gotowi byli oddać wiele.
2003-03-10

RADY DZIELNIC - tak ZA, że... nawet PRZECIW

Wybrałem się dziś na posiedzenie KSiŁP, specjalnie, bo jednym z tematów porządku dziennego miała być sprawa zasad funkcjonowania rad osiedli i dzielnic. I była... ale dyskucja ta doszczętnie mnie zdegustowała. Przedstawiciel jednej z takich rad, wychodząc z sali, skomentował ja tak: "... tu się bez leśniczego nie obejdzie - powinien taki przyjść z bronią i wystrzelać całe to towarzystwo..."
Otóż. Trzecią kadencję RM trwa podobno rozważanie: gdzie ? ile ? i za ile ? - pracować mają rady dzielnic. Mam jednak wrażenie, że postawiono gdzieś w RM inne pytanie, zasadnicze: co zrobić, by rady te w ogóle nie powstały..?

Próbowałem temu zaradzić, zgłaszając przed dwoma miesiącami projekt "podwiązania" wyborów JP pod referendum unijne. Czysto techniczne znaczenie miała wówczas uzupełniająca propozycja... zniesienia diet i progów wyborczych. Chciałem uciąć bezsensowną dysputę i skierować ją na właściwy tor. Projekt upadł ze względów formalnych. Jak mnie poinformowano, PKW nie godzi się na łączenie dwóch rodzajów społecznej wypowiedzi ze sobą. Skwapliwie podchwycony został natomiast temat... diet.
Powtórzę wyraźnie. Zasadniczym elementem wdrażanej w Polsce demokracji jest powołanie rad dzielnic - szczególnie wobec okrojenia o połowę liczby radnych RM i przekazania znaczniejszej władzy prezydentom miast. Należy zrobić wszystko, ustalić taki poziom progu wybieralności, by umęczeni i zniechęceni mieszkańcy Gdańska zdolni byli powołać swych bezpośrednich przedstawicieli. Wypaczenie idei społeczeństwa obywatelskiego i blokowanie wyborów rad najniższego szczebla sprzyjać będzie odrywaniu się władz miasta od problemów ludzkich, potęgować może arogancję tych władz.

Przekazałem ten punkt widzenia Komisji, składając jednocześnie wniosek o powołanie specjalnego zespołu mieszanego, który w krótkim czasie ustali w kolejności:

- nowe granice dzielnic Gdańska, odpowiadające aktualnej statystyce demograficznej i specyfice struktury;
- technikę wyborów i system rekrutacji;
- zasady finansowania rad i wynagradzania radnych.

Zgłosiłem pomysł z pewnością nie nowy, ale bardzo dzisiaj wskazany. Wniosek w głosowaniu został odrzucony. Pozytywnie przegłosowano natomiast wniosek innego radnego... Ku mojemu kolejnemu zdziwieniu.
Radny A. Żubrys, przewodniczący KSiŁP, rozesłał radnym wcześniej informację, że w sprawie diet przeprowadził konsultacje z zarządami istniejących JP oraz grup inicjatywnych pragnących powołać nowe rady dzielnic, w wyniku których najwięcej głosów otrzymał projekt ustalenia diet: 50% diety radnego miejskiego dla przewodniczącego Zarządu RD i po 25% takich diet dla wiceprzewodniczącego ZRD oraz przewodniczącego Rady. Nie wiem jakim cudem zignorowano te opinie i Komisja przegłosowała nagle - na wniosek radnego J.Goreckiego- diety kwotowe: odpowiednio 400 zł + 200 + 200. Podobnie wcześniej podniesiony został, w głosowaniu RM, próg wybieralności z 10 do 15%.

Wydaje się, że wszystkie te poczynania moich bardziej doświadczonych stażem radnego miejskiego Koleżanek i Kolegów prowadzą zdecydowanie do storpedowania gdańskich wyborów. Przy jednoczesnym głoszeniu poparcia dla tych rad. Jakby parafrazując znane i uznane powiedzenie: tak ZA, że nawet PRZECIW.

A może zbyt czarno to widzę..?
2003-03-03

Dolina Potoku Oruńskiego

Z inicjatywy wiceprezydenta Gdańska Wiesława Bielawskiego zorganizowano w siedzibie Biura Rozwoju Gdańska spotkanie stron zainteresowanych "problemami zespołu przyrodniczo-krajobrazowego "Dolina Potoku Oruńskiego".
Z dużą ciekawością wysłuchałem opinii. Po pierwsze - wyrazić muszę refleksję ogólną: bardzo podobała mi się inicjatywa, bo dokładnie wypełnia moje wyobrażenie o sposobie rozwiązywania tzw. trudnych problemów. Po drugie - nawet, jeśli zapadną w stosunku do tego terenu decyzje, które nie wszystkich równo bedą satysfakcjonowały - mają szansę być wynikiem demokratycznego rządzenia miastem.

A problem wymieniono tam nie jeden. 82 hektary bardzo atrakcyjnego terenu przyciąga inwestorów. Cienkie granice między finansowym pożytkiem miasta - w niezwykle skomercjalizowanych czasach - a potrzebą zachowania zielonych płuc mogą być porwane. Pogodzenia wymagają też zwolennicy zachowania dzikiego charakteru Parku z grupą, która chciałaby teren "urządzić", zbudować alejki, ścieżki rowerowe, korty etc.

W efekcie spotkania - choć rzadko bywam w tej dzielnicy i raczej na pewno nie będę korzystał z wypoczynku w tym Parku (bo z Oliwy daleko) - wybrałem się tam na celowy, długi spacer. Po przedwojennych urokach tego zakątka (które znam ze zdjęć) niewiele zostało. 60 lat zaniedbań i kiepskiej opinii okolicy poczyniły wiele zła, a niedawna podwódź dopełniła obrazu. Jednak w stosunku do francusko-angielskiego Parku Oliwskiego ten Polski Park może stać się wypoczynkową perełką Gdańska.

Sporo jest do zrobienia. Zobaczymy, które koncepcje wezmą górę - ważne, że zrobiono dobry początek.
2003-02-18

LECLERC na Przymorzu - spór o metry czy o zaufanie..?

Awantura, bo przecież nie dyskusja czy - tym bardziej - konsultacje... społeczne na temat pomysłu budowy kolejnego hipermarketu w Gdańsku (u zbiegu ulic Chłopskiej i Obrońców Wybrzeża na Przymorzu) trwa już parę lat. I wraca jak bumerang. W syntetycznym skrócie przypomnę w czym rzecz - w mojej subiektywnej ocenie oczywiście.
Francuzi kupili (w 1997 roku) teren, który przez lata zarastały chaszcze. Nie dostali na piśmie żadnej obietnicy co do możliwości zbudowania tam czegokolwiek, bo nie mogli dostać - bo trzeba wcześniej uchwalić tzw. miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.

Wcześniejsze koncepcje wykorzystania niemal 200 000 m kw powierzchni przewidywały budowę centrum - jednego z kilku w pasie głównego traktu Przymorza i Zaspy - kulturalno-rekreacyjno-handlowego. Jeden z radnych ładnie zdefiniował jego istotę: "nie może ono być kolejna karą lokatorów tych koszmarnych sypialni".
Realizacji takiej samej idei domagają się dzisiejsi mieszkańcy Przymorza ("ukarani" już ALFA-Centrum, Praktikerem i budowanym Realem).
Dołączają do nich kupcy, którzy nie tak dawno zbudowali skromne ale funkcjonalne pawilony handlowe vis a vis, dołącza "zdrowy Gdańsk".

Protestujący ścierają się z "prezydencką" opcją PO, a spór formalnie toczy się wokół zapisu: czy mpzp może przewidywać budowę "obiektów handlowych powyżej 2000 m kw" czy winien dopuszczać "budowę obiektów handlowych do 2000 m kw". I jest to spór nie -jak napisała pewna gazeta- "o metry" ale o społeczne zaufanie. W szerokim odczuciu dosyć już mamy krągłoustych obietnic kolejnych ekip rządzących:"... teraz uchwalimy "otwarty" projekt, a w fazie realizacji będziemy pilnować...".

I ja tę n i e u f n o ś ć podzielam, bo metodę "faktów dokonanych" doskonale już w Gdańsku znamy. Proponuję -od kiedy mam prawo głosu w RM- bezwzględną formułę: teren pod różne funcje, z wyraźnymi liniami podziału, dopuszczający budowę obiektów handlowych do 2000 m kw". Kropka. Ilu radnych ten pogląd podzieli ?